Coraz częściej pojawiają się głosy, że za wyciekiem z gazociągu Nord Stream stoi Rosja. Mówił o tym kilka dni temu w rozmowie z „Wprost" dr Przemysław Zaleski, ekspert ds. bezpieczeństwa energetycznego z Politechniki Wrocławskiej i Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.
Agencja AFP przypomina, że dwa przecieki znajdowały się w szwedzkiej wyłącznej strefie ekonomicznej, a dwa pozostałe w duńskiej. Po inspekcjach prowadzonych w miejscach wycieku gazu głos zabrały szwedzkie władze.
– Możemy stwierdzić, że w szwedzkiej wyłącznej strefie ekonomicznej doszło do detonacji na Nord Stream 1 i 2, które doprowadziły do rozległych uszkodzeń gazociągów – przekazał w oświadczeniu szwedzki prokurator Mats Ljungqvist. Ljungqvist dodał, że „śledztwo wzmocniło podejrzenia o sabotaż”. Dodał jednak, że sprawa jest delikatna i nie może podać więcej szczegółów. Wszystkie cztery przecieki, które odkryto w poniedziałek w zeszłym tygodniu, miały miejsce na Morzu Bałtyckim w pobliżu duńskiej wyspy Bornholm. Chociaż rurociągi nie są obecnie eksploatowane, obydwa zawierały gaz, zanim stały się przedmiotem rzekomego sabotażu.
Wyciek gazu z Nord Stream. Cztery śledztwa w sprawie wybuchów
Śledztwo w sprawie wybuchów, które zniszczyły obie nitki gazociągu Nord Stream, prowadzą niezależnie Polska, Szwecja, Dania i Niemcy. We wspólnym liście do Rady Bezpieczeństwa ONZ Dania i Szwecja potwierdzają, że eksplozje, które spowodowały wycieki gazu z Nord Stream 1 i 2, mogły być spowodowane detonacją „kilkuset kilogramów materiałów wybuchowych”.