Z danych Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej wynika, że 246 pralni w Polsce ma niespłacone zobowiązania na łączną kwotę 5,8 mln zł. Jeszcze rok wcześniej, w styczniu 2020 r., było to 4,4 mln zł. Średnie zadłużenie wynosi 24 tys. zł.
Pralnie, choć mogą normalnie funkcjonować i nie były obejmowane obostrzeniami, tracą przede wszystkim przez zamknięte hotele. Karol Tomczak, reprezentant branży w Polsce, cytowany w komunikacie KRD, wyjaśniał, że dopiero pandemia koronawirusa uwydatniła, jak bardzo ta branża jest zależna od innych.
– Wiele z tych firm uzależnionych jest od hoteli, które zostały zamknięte. Niestety rządzący, wyznaczając branże objęte tarczami, nie brali pralni pod uwagę. Nikt nie przypuszczał, że jest to sektor tak mocno uzależniony od branż dotkniętych lockdownem. Zmieniło się to dopiero w listopadzie, od kiedy dano pralniom możliwość skorzystania z Tarczy 6.0 – tłumaczył Tomczak.
1/3 pralni z długami. Branża jest kosztowna
Jak wyliczają eksperci, pralnie w centrach handlowych zanotowały spadki nie tylko przez zamknięcie galerii, ale przez szeroko rozumiany lockdown – Polacy przestali korzystać z ubrań wizytowych, więc rzadziej potrzebują skorzystania z takich usług. Pralnie, które związały się przede wszystkim z sektorem HORECA (hotelarstwo, gastronomia) straciły natomiast najbardziej, ponieważ ich klienci wciąż nie mogą prowadzić biznesów.
Są jednak takie pralnie, które radzą sobie odrobinę lepiej – to te, które piorą odzież roboczą, czy współpracują ze szpitalami.
Pandemia sprawiła również, że w branżę uderzyły umowy na dostawy prądu czy gazu. Pralnie określają na początku każdego roku, ile w ciągu 12 miesięcy zużyją prądu. Ponieważ w 2020 roku nie spełniły wymogów, teraz sypią się na nie kary. Dodatkowo połowę całego zadłużenia branży stanowią zobowiązania wobec firm ubezpieczeniowych i finansowych (2,5 mln zł). Co więcej, pandemia odciska piętno także na kontrahentach branży – dłużnicy są winni pralniom około 435 tys. zł.