Nowy Sącz zagłębiem milionerów. W PRL-u żaden inny region nie korzystał z tak liberalnych zasad

Nowy Sącz zagłębiem milionerów. W PRL-u żaden inny region nie korzystał z tak liberalnych zasad

Nowy Sącz
Nowy Sącz Źródło:Pixabay
Miejska legenda głosi, że partyjni działacze namówili przy wódce premiera Józefa Cyrankiewicza, by zezwolił mieszkańcom Sądecczyzny na większą samodzielność. Wcześniej zgodę na taki nietypowy ruch wyraził Władysław Gomułka. Słowo się rzekło: zainicjowano tzw. Eksperyment Sądecki, który przerwano, gdy jego sukces zaniepokoił socjalistycznych dygnitarzy w Warszawie. To niezwykłe jak na PRL doświadczenie jest uznawane za jeden z powodów, dla których w okolicach Nowego Sącza powstało tak wiele zakładów przemysłowych.

W okolicach 83-tysięcznego Nowego Sącza mieszka blisko 200 milionerów. To żadna nowość: miasto od lat jest nazywane „zagłębiem milionerów”, a biznesmeni z Sądecczyzny regularnie wskakują na Listę 1oo Najbogatszych Polaków Wprost.

Lista 100 Najbogatszych Polaków. Silna reprezentacja z Sądecczyzny

Na 17. miejscu tegorocznej Listy znalazł się, z majątkiem szacownym na 2,6 mld zł,Andrzej Wiśniowski, założyciel i właściciel firmy i marki Wiśniowski będącej światowym potentatem na rynku bram garażowych i przemysłowych, systemów ogrodzeniowych oraz stolarki stalowej, aluminiowej i PCV. Jego firma jest zarejestrowana we w powiecie nowosądeckim.

Na 91. miejscu uplasował się Ryszard Florek, właściciel nowosądeckiego Fakro, drugiego największego producenta okien dachowych na świecie. Jego największym konkurentem pozostaje duński Velux. Majątek Florka jest szacowany na 700 mln zł. Nie można pominąć Zbigniewa Jakubasa (16. Miejsce w zestawieniu, majątek o wartości 2,7 mld zł). Wprawdzie nie mieszka on w Nowym Sączu, ale tu znajduje się siedziba Newag S.A., największego w Polsce przedsiębiorstwa produkującego elektryczne i spalinowe zespoły trakcyjne oraz lokomotywy, tramwaje i wagony metra. Kontrolny pakiet akcji przedsiębiorstwa stanowi najważniejsze aktywo w majątku Jakubasa.

Czytaj też:
Najbogatszy góral, miliarderzy z Nowego Sącza, założyciel InPostu… Najbogatsi z Małopolski

W 2019 roku zmarł Kazimierz Pazgan, który w 2017 roku znalazł się na 41. miejscu naszego zestawienia. Majątku dorobił się na hodowli drobiu. W 2018 roku sprzedał swój Konspol amerykańskiemu koncernowi Cargill. Pazgan był także jednym z współtwórców Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu – WSB-NLU.

Na liście najbogatszych wielokrotnie pojawiali się również bracia Koral, ale nie załapali się do ostatniego zestawienia. Innym świetnie radzącym sobie biznesmenem jest Jerzy Studziński, prezesem zarządu fabryki okien DAKO. No i Roman Kluska, założyciel Optimusa – firmy, która przegrała w nierównym starciu z organami skarbowymi.

Galicyjska bieda, amerykańskie ambicje

To najbardziej znane nazwiska, ale przedsiębiorców, którzy z powodzeniem prowadzą firmy od czasu transformacji lub zaczęli nawet wcześniej i z powodzeniem konkurują z zagranicznymi korporacjami jest więcej. Co zadecydowało o tym, że właśnie cicha, spokojna Sądecczyzna stała się „wylęgarnią” śmiałych pomysłów biznesowych? Pochylali się nad tym różnej maści badacze, historycy. Część wskazuje na ogromne ubóstwo, z którym mierzyli się mieszkańcy tych ziemXIX wieku (pojęcie „nędza galicyjska” nie wzięło się znikąd). Chęć wyrwania się z biedy motywowała ich do ciężkiej pracy.

Innym powodem mogą być doświadczenia emigracji. Już w XIX wieku ludność masowo szukała pracy za granicą, a w okresie PRL-u w Małopolsce praktycznie nie było rodziny, z której nikt by nie wyjechał za ocean. Niektórzy wracali i na grunt rodzinnego miasta przenosili to, czego się nauczyli w Stanach, inspirowali też członków rodzin, którzy wprawdzie nie wyjechali, ale chcieli zmienić rzeczywistość wokół siebie.

Nie bez znaczenia jest też poluzowanie restrykcji dotyczących przedsiębiorców, które przeszło do historii jako Eksperyment Sądecki. Z biegiem lat narosło wokół niego sporo mitów i uproszczeń, ale nie zmienia to faktu, że ten wyłom od zasady, że aktywność gospodarczą mogą podejmować tylko wszelkiej maści zjednoczenia i organizacje publiczne – wart jest odnotowania.

Poluzowanie w czasie Odwilży

Mamy więc rok 1956 i początek tzw. odwilży październikowej. Po śmierci Józefa Stalina i referacie Nikity Chruszczowa, który skrytykował kult jednostki, w krajach za żelazną kurtyną atmosfera poluzowała się.Stalinogród powrócił do dawnej nazwy Katowice. Usunięto nazwisko Stalina z oficjalnej nazwy Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, dziennikarze nie musieli już tak ostentacyjnie chwalić władz, a obywatele poczuli, że zelżał uścisk aparatu milicyjnego. Ośmieleni tymi wszystkimi zmianami (czas pokazał, że chwilowymi) sądeccy działacze partyjni w 1957 roku przedstawili Władysławowi Gomułce podczas jego pobytu w Krynicy założenia eksperymentu, który miał doprowadzić do pobudzenia gospodarczego tego biednego, ale pięknie położonego regionu.

Eksperyment Sądecki dogadany przy śliwowicy

3 stycznia 1957 roku z działaczami spotkał się Józef Cyrankiewicz. Zgodził się objąć region specjalnymi przywilejami, dzięki którym zyska on większą samodzielność. Premier wyraźnie zaznaczył, że czyni to w drodze wyjątku i nie ma mowy, by podobne uprawnienia otrzymały inne regiony („nie będziecie republiką sądecką, ale zgoda na większą samodzielność”).

Dlaczego Cyrankiewicz zgodził się na to, by właśnie mieszkańcy okolic Nowego Sącza mogli zakładać przedsiębiorstwa, świadczyć usługi hotelarskie i prowadzić indywidualne gospodarstwa rolne? Znaczenie mógł mieć sentyment, jakim darzył te tereny: w nieodległym Grybowie (dziś to powiat nowosądecki) mieszkała jego babcia, do której często jeździł w odwiedziny. Swego rodzaju legenda (niepoparta jednak żadnymi pisemnymi dowodami) głosi, że do spotkania z nowosądeckimi działaczami doszło w lokalu gastronomicznym „Stryszek” na Rynku, w którym Cyrankiewicz lubił podobno bywać i nie odmawiał biesiadowania przy alkoholu.

Słowo się rzekło, sądeczanie wynegocjowali większą autonomię swojego regionu oraz zgodę na utworzenie specjalnego Funduszu Rozwoju Ziemi Sądeckiej, czegoś zupełnie unikalnego w tamtych czasach. Zasilały go ponadplanowe dochody zakładów pracy oraz 10 proc. narzutu przy konsumpcji alkoholu w lokalach gastronomicznych Sądecczyzny.

Samorządność w czasach Polski Ludowej

Mogąc rządzić oddolnie (czyli realizując odrzuconą w okresie PRL ideę samorządności) władze budowały szkoły, drogi, mosty. Niestety władze wojewódzkie nie zapewniły finansowania zgłaszanych inicjatyw oddolnych, dlatego były one realizowane głównie w „czynie społecznym”.

W ciągu 16 lat (od 1957 roku) długość dróg asfaltowych w regionie wzrosła z 20 do 90 proc. wszystkich dróg w mieście. Równocześnie modernizowano lub uzupełniano oświetlenie uliczne, budowano nowe ciągi kanalizacyjne oraz sieci wodociągowe i gazowe. W latach 1956-1970 na terenie miasta powstało ponad 35 kilometrów sieci wodociągowych, 49 kilometrów sieci kanalizacyjnych, 22,5 kilometrów sieci gazowych, 58 kilometrów trwałych nawierzchni ulic, 1122 punktów oświetlenia ulicznego oraz setki budynków mieszkalnych.

Eksperyment Sądecki: agroturystyka, sady, drobna przedsiębiorczość

Twórcy „eksperymentu” postawili sobie za cel wykorzystanie bogactw naturalnych regionu, m.in. źródeł wód mineralnych, polepszenie warunków do rozwoju sadownictwa i przetwórstwa owocowo-warzywnego, promowanie walorów uzdrowiskowo-turystycznych sądeckich gmin. Budowa hoteli i pensjonatów trwa długo, więc aby stworzyć bazę noclegową władze udzielały mieszkańcom wsi nisko oprocentowanych kredytów na dostosowanie domów do przyjmowania letników oraz przeszkoliły ich z zasad prowadzenia gospodarstw agroturystycznych. „Wraz z rozwojem turystyki rozwinęła się także gastronomia, której obroty w ciągu trzech kolejnych lat wzrosły z 1 do 180 mln złotych. Przybywało także turystów, których liczbę w latach 60. szacowano na 73 000 osób rocznie” – wyliczył Maciej Dulak w Klubu Jagiellońskiego.

Tak więc epoka Gierka, która w pamięci wielu żyjących wtedy osób zachowała się jako okres dużego dobrobytu, w regionie sądeckim przyjęła nieznany nigdzie indziej wymiar.

W Nowym Sączu rozwijała się także drobna przedsiębiorczość rzemieślnicza. W ramach programu powstała Spółdzielnia Ogrodnicza Ziemi Sądeckiej, w której skup warzyw przekraczał 6,5 tys. ton rocznie. Obroty gastronomii nowosądeckiej, które w 1957 r. były na poziomie 1 mln zł, po trzech latach funkcjonowania programu przekroczyły 180 mln złotych. Rozbudowano kilka dużych zakładów przemysłowych, m.in. Nowosądecki Kombinat Budowlany i Nowosądeckie Zakłady Naprawy Autobusów (już później, w latach 80., zastępcą dyrektora zakładów był Roman Kluska, założyciel Optimusa).

W czasie trwania eksperymentu udało się odnowić kilka historycznych zabytków przy Rynku, m.in. Ratusz. „Wszystkie jasne, czyste, o dużych, ba, nawet bardzo dużych oknach wystawowych, wszystkie dobrze zaopatrzone i zaprojektowane z myślą o turystach i wczasowiczach” – zachwycał się w 1967 roku dziennikarz „Dziennika Polskiego”.

Sukces eksperymentu zaniepokoił władze

Inne gazety też chętnie pisały o przeżywającym skok cywilizacyjny regionie sądeckim, a wracający z urlopów turyści nie mogli się nachwalić, jak to się wygodnie żyje w tym małym Nowym Sączu. Władze nie mogły dopuścić, by tęsknota za przeprowadzeniem podobnej liberalizacji stała się udziałem również innych powiatów. Gdy więc opowieści o sukcesie obiegły kraj, w Warszawie uznano, że koniec tego dobrego i w 1975 roku zakończyły projekt. To i tak dłużej niż pierwotnie zakładano, bo uchwała, która stworzyła ramy dla eksperymentu, przewidywała, że poluzowanie potrwa do 1965 roku.

Przedsiębiorcy, którzy do połowy lat 70. Korzystali z ułatwień, w końcu poczuli, co to znaczy robić interesy w Polskiej Republice Ludowej. „W latach 80. partii w Nowym Sączu już dawno nie chciało się myśleć po gospodarsku. Pazganowi, który na początku dekady wrócił w rodzinne strony, by hodować tutaj kury na jajka, i założył tu firmę polonijną, nasyłano kontrolę za kontrolą, z dnia na dzień cofano przydziały paszy, a gdy i to nie pomogło, dowalono gigantyczny domiar. Koralom, którzy w tym czasie też stawiali pierwsze kroki w biznesie, urzędniczka kazała z kolei wynieść się ze swoimi lodami do Limanowej, bo uznała, że w Nowym Sączu lodziarni mieszkańcy mają pod dostatkiem” – pisał w „Forbes” Marek Rabij.

Na okres „eksperymentu” przypadły młodzieńcze lata późniejszych miliarderów. Podglądali, jak się robi interesy, a to mogło być dobrą lekcją na czas już po transformacji ustrojowej, gdy zniknęły już wszystkie bariery prowadzenia biznesu.

Czytaj też:
Milionerzy z kortów. Tenis to coraz większe pieniądze. Iga Świątek goni czołówkę najbogatszych w historii
Czytaj też:
Tu mieszka najwięcej polskich miliarderów. Majątek samych Kulczyków przekracza 15 mld zł

Źródło: Wprost