Uproszczenie procedur dotyczących budowy domu jednorodzinnego na własne potrzeby rząd Zjednoczonej Prawicy zaproponował w połowie maja. To część Polskiego Ładu, czyli programu reform przede wszystkim podatkowych, ale również dotykających innych sfer życia społecznego. Rząd zapowiedział, że do końca roku przedstawi dziesięć pierwszych ustaw. Za przygotowanie regulacji dotyczących domu bez pozwolenia odpowiedzialne jest Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii. Przed kilkoma dniami wpisało do wykazu prac rządu projekt zmieniający ustawę Prawo budowlane i ustawę o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym.
Uproszczenie ma polegać na zwolnieniu inwestora z konieczności:
- Uzyskania decyzji o pozwoleniu na budowę
- Wyznaczenia kierownika budowy
- Prowadzenia dziennika budowy
W przypadku braku miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego wydanie decyzji o warunkach zabudowy dla tego typu obiektów ma nastąpić w nieprzekraczalnym terminie 30 dni. Aby zmobilizować urzędników do sprawnego wydania decyzji, znowelizowane przepisy mają przewidywać kary dla urzędników za niedotrzymanie terminu.
Mniej formalności nie oznacza jednak pełnej dowolności. Domy do 70 m kw nadal będą musiały powstawać w zgodzie z prawem budowlanym. Inwestor musi najpierw uzyskać WZ-kę na standardowych zasadach, a później złożyć w urzędzie m.in. projekt budowlany domu. Jeśli urzędnicy dopatrzą się nieprawidłowości związanych z projektem lub gruntem, zainterweniują, a inwestor będzie musiał usunąć wątpliwości.
Budynki będą mogły mieć do 70 mkw z poddaszem, łączna powierzchnia użytkowanie może przekroczyć 90 m kw. Prezentując założenia programu, politycy mówili, że taki dom będzie musiał mieć jedną kondygnację. Zmienili jednak zdanie i z informacji, do których docierają dziennikarze, wynika, że dopuszczalne będą domy dwukondygnacyjne.
Wszystko wskazuje na to, że na działce o powierzchni do tysiąca metrów kwadratowych będzie mógł zostać postawiony tylko jeden dom w tej procedurze. Chodzi o to, by uniemożliwić stawianie w uproszczonej procedurze zabudowy wielorodzinnej i nie pozwolić tym samym na tworzenie niewielkich osiedli.
Przemilczane bezpieczeństwo
Do wszystko rzeczywiście wygląda na ukłon w stronę rodzin, które marzą o swoim domku. Z oceną czekamy jednak na projekt zmiany wspomnianych wcześniej ustaw, bo diabeł zawsze tkwi w szczegółach. A w przypadku domu bez pozwolenia na budowę tych budzących wątpliwości szczegółów jest naprawdę wiele.
– Niestety proponowane zmiany jedynie pozornie mogą usprawnić proces budowlany, a prawdziwe kłopoty będę przesunięte w czasie i, co istotne, w całości będą obciążały inwestora również w aspekcie bezpieczeństwa – powiedział w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” mgr inż. Mariusz Okuń, rzeczoznawca budowlany, członek Krajowej Rady Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa.
Zwrócił uwagę na to, że jeśli do realizacji inwestycji nie będzie potrzebny kierownik budowy ani dziennik budowy, to gdzie geodeta wpisze wytyczenie obiektu budowlanego? Kto i w jakiej formie potwierdzi odbiór podłoża gruntowego pod fundamenty? Kto stwierdzi, że prace realizowane są prawidłowo i przede wszystkim bezpiecznie? To tylko kilka niejasności, na które zwrócił uwagę ekspert.
Cóż z deklaracji, skoro nie zmienią się procedury
Powątpiewa on ponadto, czy przewidziany termin 30 dni na wydanie pozwolenia na budowę okaże się wystarczający. Przedłużenie terminu nie musi wynikać z opieszałości urzędników, ale raczej stopnia skomplikowania przepisów i faktu, że procesu nie da się przyspieszyć. Kary nakładane na urzędy niewiele tu zmienią, bo urzędnicy są związani przepisami i nie mogą wydać pozwolenia bez wczytania się we wszystkie dokumenty. Jeśli potwierdzą się medialne doniesienia, że kara za nieotrzymanie terminu może wynieść nawet 500 zł za dzień, to bardzo dużo nas, podatników, będzie kosztowało „usprawnianie procesu budowlanego”.
Ustawodawca powinien zacząć od uproszczenia postępowania administracyjnego i dopiero później rozliczać urzędników z realizacji przepisów.
Te przepisy już są i nie działają
Z kolei serwis money.pl zauważył, że już od 2015 roku istnieje możliwość budowania domów jednorodzinnych na zgłoszenie, ale zainteresowanie jest nikłe. To dlatego, że przepisy są mało czytelne, więc inwestorzy boją się konsekwencji błędu: kary finansowej albo nakazu wyburzenia budynku, wobec czego wybierają tradycyjną ścieżkę – ze wszystkimi pieczątkami i zgodami.
Zgodnie ze znowelizowanym jeszcze przez rząd PO-PSL prawem budowlanym, budowa wolnostojących domów jednorodzinnych, których obszar oddziaływania w całości mieści się na danej działce, nie wymaga uzyskania pozwolenia na budowę. Nie wymaga go również budowa parterowych budynków rekreacyjnych lub gospodarczych typu garaż, wiata, altana oraz domek, którego powierzchnia nie przekracza 35 m kwi nie ma użytkowego poddasza.
Ustawodawca bardzo szeroko określił kategorię budynków na zgłoszenie i można odnieść wrażenie, że większość budynków, w których można zamieszkać, wpasowuje się w tę procedurę. Jest tu jednak cała masa niejasności, rozpoczynając od tego, co to znaczy obszar oddziaływania i jaki jest jego zakres. Drugi czynnik, który obniża atrakcyjność domu na zezwolenie, to wykaz dokumentów, które trzeba załączyć. Są one właściwie takie same jak w przypadku starania się o pozwolenie na budowę. Jedyną „wyższością” zezwolenia jest krótszy czas, w którym powinno zostać wydane – ale w praktyce często czas się zrównuje.
Przepisy wprowadzające dom bez zezwolenia w ramach Polskiego Ładu muszą być pozbawione tych mankamentów. W przeciwnym razie niewiele się zmieni.
Czytaj też:
Dom bez pozwolenia. Szacujemy, ile może kosztować – ale uwaga, dużo znaków zapytania!