Latamy stateczkiem, by uratować inne stateczki. Recenzja Minishoot' Adventures

Latamy stateczkiem, by uratować inne stateczki. Recenzja Minishoot' Adventures

Grafika z Minishoot' Adventures
Grafika z Minishoot' Adventures Źródło: SoulGame Studio/IndieArk
Minishoot' Adventures to gra, o której istnieniu jeszcze tydzień temu nie miałem pojęcia. Po siedmiu dniach jestem oczarowany i opowiadam o niej znajomym, jakbym opisywał małego kotka, znalezionego w drodze ze szkoły. Z nadzieją, że rodzice (redakcja) pozwolą mi zachować go na stałe (napisać recenzję).

Takich gier się oczywiście nie recenzuje, takim grom się tworzy laurkę. Minishoot' Adventures ma w sobie wszystko, co trzeba:

  • – świeży pomysł (połączenie twin stick shootera z metroidvanią, czyli po polsku zręcznościowej strzelanki 2D z ciekawą eksploracją);
  • – świetną grywalność (gra jest szybka, płynna, a jednocześnie relaksująca);
  • – wciągający rozwój postaci (ulepszenia są ciekawe, a trzeba ich poszukać);
  • – uroczą grafikę (sami spójrzcie na te stateczki:3);
  • – dopasowaną muzykę (walki z bossami najlepsze);
  • – różne poziomy trudności (polecam środkowy);
  • – odpowiednią długość (mi zajęła 17 godzin i jestem pełny, ale nie przejedzony).

Minishoot' Adventures: Perełka wśród gier indie

Ten ostatni punkt to chyba jedyne, co chciałbym, zmienić. Gra mogłaby być dwa lub nawet trzy razy dłuższa. Tak bardzo mi się podobała i tak dobrze się bawiłem. Nawet w przypadkach niektórych bossów czy walk, gdzie spędziłem nieco więcej czasu, ani razu nie miałem poczucia nudy i daremności, jakie niekiedy towarzyszyły mi przy trudnych grach, nastawionych na wielokrotne umieranie.

W Minishoot' Adventures nie ma też jakiejś szczególnej fabuły. Na naszą planetę stateczków kosmicznych spada baza obcych, a my musimy uratować przyjaciół i pokonać potężnego wroga dzięki rozrzuconym po całej mapie wzmocnieniom. Proste, jasne, można ruszać do akcji. To ona jest przecież sednem tego typu produkcji.

Odnajdą się tutaj nie tylko fani starej Galagi czy bardziej współczesnego Enter the Gungeon. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to gra nawet dla kompletnych laików, jeśli chodzi o tzw. bullet hell – piekło pocisków, zasłaniających często 90 proc. ekranu. Jeżeli do tej pory baliście się tego gatunku i nie wiedzieliście, jak w ogóle można ogrywać podobne produkcje, to nie znajdę chyba lepszego wprowadzenia niż Minishoot' Adventures. Zaczynamy od maleńkich kroczków, by z ostatnimi bossami dokonywać cudów i wykorzystywać cały arsenał sztuczek.

Gra angażująca i przyjemna jednocześnie?

To na tyle prosta gra, że trudno na jej temat jakoś szczególnie się rozpisać. Jest kilka sposobów sterowania, są zróżnicowani przeciwnicy, mamy bardzo ciekawe walki i jeszcze ciekawsze poszukiwanie skarbów. Nie należę do grona osób, które „maksują” gry i zdobywają każdy możliwy achievement. Tutaj jednak zrobiłem wyjątek i podniosłem wszystkie „znajdźki”, rozwijając swój pojazd kosmiczny do optymalnego stanu.

Bardzo przyjemne jest wzmacnianie głównego bohatera kolejnymi ulepszeniami. Power-upy dają odczuwalnego kopa, kiedy zamiast jednego strumienia pocisków dostajemy dwa, a później więcej. Nowe umiejętności faktycznie są przydatne, a testujemy je także przy prostych zagadkach środowiskowych. Są nawet etapy „wyścigowe”, a pod koniec gry nasza postać może właściwie cały czas poruszać się na największej prędkości, co dodatkowo czyni zabawę jeszcze przyjemniejszą.

Minishoot' Adventures to niespodziewany prezent. Zimne piwo w upalny dzień. Ta jedna super smaczna czekoladka w bombonierce. Nawet jeśli dla kogoś cena podstawowa okaże się za wysoka, to warto przynajmniej dodać do obserwowanych i czekać na kolejne promocje. Dawno nie zagrałem w coś tak idealnie skrojonego pod moje potrzeby. Jestem przekonany, że zadowolonych osób może być więcej.

Ocena: 9/10

Czytaj też:
Recenzja gry Animal Well. Hit sceny niezależnej, czy przechwalony średniak?
Czytaj też:
Zbyt wczesny dostęp? Recenzja gry The Rogue Prince of Persia

Źródło: WPROST.pl