Oskładkowanie umów z pułapką. Żeby nie wylać dziecka z kąpielą

Oskładkowanie umów z pułapką. Żeby nie wylać dziecka z kąpielą

Agnieszka Dziemianowicz-Bąk
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk Źródło: X / Agnieszka Dziemianowicz-Bąk
Pełne oskładkowanie umów cywilnych to zadanie, na którym poległy poprzednie rządy. Już w 2021 roku wydawało się, że jesteśmy blisko przygotowania przepisów, ale temat nagle się urwał. Teraz to nie jest kwestia wyboru, bo to jeden z kamieni milowych KPO. Komisja Europejska patrzy nam na ręce, ale to nie zmienia faktu, że na oskładkowaniu umów zawsze ktoś straci – i dlatego to takie trudne.

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przygotowuje projekt nowelizacji ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych oraz ustawy o ubezpieczeniu społecznym z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych. Chodzi o dokonanie tego, co w mediach popularnie określa się mianem „oskładkowania umów cywilnych”, czyli objęcie obowiązkowymi ubezpieczeniami społecznymi (emerytalnym, rentowymi, chorobowym i wypadkowym) umów cywilnoprawnych, z wyjątkiem umów wykonywanych przez uczniów szkół ponadpodstawowych lub studentów, do ukończenia 26 lat.

To ruch zapowiadany od lat, ale do tej pory przeprowadzony tylko częściowo. Przeprowadzenia zmian w przepisach wymaga od nas Unia Europejska – to jeden z warunków przyznania Polsce pieniędzy z KPO.

Umowy cywilne a składki – jak jest dziś?

Zgodnie z obecnym stanem prawnym umowy o dzieło nie są w ogóle oskładkowane. W przypadku umów zlecenia nie trzeba płacić składek wtedy, gdy u innego pracodawcy opłacone są składki przynajmniej od minimalnego wynagrodzenia. Nie trzeba także ich płacić, jeśli ktoś ma co najmniej dwie umowy miesięcznie i od pierwszej odprowadzono także składki w wysokości co najmniej minimalnego wynagrodzenia.

Prowadzi to do dziwnej sytuacji: umowy, w oparciu o których ludzie wykonują obowiązki zawodowe, podlegają oskładkowaniu bądź nie w zależności od tego, ile takich umów zostało zawartych.

– To powoduje, że jesteśmy w wąskiej grupie państw w Europie, które potrafią nie pobrać składki, jeżeli ktoś pracuje – nawet jeśli jego dotychczasowe składki nie pozwolą na wypracowanie najniższej emerytury. A już naprawdę jesteśmy wyjątkiem w skali świata, że potrafimy pobrać składkę od umowy opiewającej na niższą kwotę, a nie pobierać składki od umowy z wyższym wynagrodzeniem – zwrócił uwagę w rozmowie z PAP Tomasz Lasocki z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego i ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Umowy cywilne są wykorzystywane w Polsce dwojako. Niekiedy zgodnie z przeznaczeniem, a więc zawierane są ze specjalistami, którzy na co dzień pracują w oparciu o umowę o pracę w jednym miejscu, ale podejmują się wykonania zlecenia (np. przeprowadzenia kursu językowego) lub dzieła (np. przetłumaczenie tekstu, stworzenie analizy). Od lat te umowy są jednak nadużywane i w oparciu o nie tysiące ludzi wykonują pracę, która powinna być regulowana umową o pracę. Niekiedy sami się na to godzą – niższe składki przekładają się na wyższe wynagrodzenie netto, ale częściej zmusza ich do tego pracodawca, który daje wybór: zlecenie albo się nie dogadamy. I tak mamy armię sklepikarzy (raczej w małych punktach niż sieciach handlowych), pracowników zakładów produkcyjnych i gastronomii, których praca niczym się nie różni od pracy wykonywanej przez etatowców, ale latami jest prowadzona bez umowy o pracę.

A tym samym bez płatnego urlopu (chyba że strony się na niego umówią), ochrony w razie ciąży „pracowniczki” (cudzysłów uzasadniony, bo w myśl przepisów taka osoba nie jest pracownikiem, a co najwyżej zleceniobiorcą. Co się tyczy ciąży: nie ma ochrony przed zwolnieniem i gwarancji, że po urlopie macierzyńskim stanowisko będzie czekać).

Zmiana przepisów od 2025 roku raczej nierealna

Przyszłość oskładkowania umów cywilnych jest jednak niepewna. Już właściwie nikt się nie łudzi, że przepisy wejdą w życie z początkiem 2025 roku. O ile same zmiany w ustawach można przegłosować, to systemy teleinformatyczne ZUS nie będą do tego czasu gotowe, więc pobieranie nowych składek nie będzie technicznie możliwe.

Jest i drugi problem: obowiązkowe składki na ubezpieczenie społeczne od każdej umowy cywilnej przełożą się na większe wpływy do ZUS (czyli skorzysta budżet), też spowodują wzrost kosztów firm albo spadek wynagrodzenia zleceniodawców/ wykonawców umowy o dzieło. Czy firmy będą skłonne ponosić stawki, by wyrównać te spadek? Wprawdzie obowiązują przepisy o minimalnym wynagrodzeniu godzinowym i obejmują one także pracujących na umowę o dzieło i zlecenie, ale tak czy inaczej – w najgorszym razie wynagrodzenia mogą spaść do poziomu nie akceptowanego przez specjalistów, dla których dzieło i zlecenie były dodatkowymi umowami. Albo przez firmy, które nie będą chciały lub mogły podnieść stawek, by zrekompensować zleceniobiorcom wyższych kosztów.

Małgorzata Samborska, doradca podatkowy z Grant Thornton, obliczyła, że oskładkowanie umów w takim kształcie jak proponuje Ministerstwo Rodziny obcięłoby wypłaty o 28 proc. (przy czym wiedzę czerpiemy tylko z konferencji prasowych – nie ma jeszcze projektu ustawy).

Ktoś te składki będzie musiał wziąć na siebie

W analizie dla serwisu money.pl przedstawia przykładowe wyliczenia. W pierwszym, podstawowym scenariuszu, dla umowy zlecenia na 5000 zł brutto, wyglądają one następująco: Wzrost kosztów pracodawcy wyniesie 896 zł, czyli 17,92 proc. Spadek wynagrodzenia netto pracownika będzie wynosił 558 zł czyli 11,16 proc.

twitter

Ekspertka przeanalizowała też drugi scenariusz, w którym pracodawca podnosi wynagrodzenie w taki sposób, by zniwelować skutki nowych przepisów. W tym wypadku, jak wylicza Małgorzata Samborska, "zleceniobiorca dostanie na rękę o 13,71 proc. mniej (czyli wartość składek leżących po stronie zleceniobiorcy), a zleceniodawca poniesie koszty wyższe o 20,48 proc. (łączna wartość składek leżących po stronie zleceniobiorcy).

Tak więc gdyby firma zdecydowała się zwiększyć kwotę wynagrodzenia w taki sposób, aby kwota „na rękę” zleceniobiorcy pozostała taka sama, musi ponieść koszt o prawie 40 proc. wyższy. A to już nie jest kosmetyczna zmiana.

Czekamy na projekt ustawy

To się może skończyć powiększeniem szarej strefy, bo część firm nie udźwignie konieczności wypłacania wyższych stawek – albo część zleceniobiorców nie zgodzi się na odczuwalne obniżki. To niebezpieczeństwo, które trzeba brać pod uwagę. A na ile realne? Jakieś zmiany w zakresie oskładkowania umów cywilnych musza wejść w życie, bo będzie nas z tego rozliczała KE. Z drugiej strony: temat jest trudny i ni bez przyczyny poprzednie rządy sobie z nim nie poradziły. Albo poradziły połowicznie, bo kilka lat temu udało się powiązać umowę zlecenia ze składką rentową, emerytalną, zdrowotną i wypadkową (tę ostatnią jedynie, gdy zlecenie wykonywane jest w siedzibie firmy lub na jej terenie), chorobowa jest dobrowolna.

Przywołane powyżej możliwe skutki zmian należy traktować jako szacunki: choć dyskusja trwa od kilku miesięcy, Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej nie przygotowało projektu ustawy, tak więc szczegóły rozwiązania pozostają nieznane.

Czytaj też:
Wraca temat ozusowania umów cywilnych. Ministerstwo analizuje temat
Czytaj też:
Umowy o dzieło będą oskładkowane, ale nie wszystkie? Rząd rozważa różne warianty

Źródło: Wprost