Czy pechowy SLS w końcu poleci? Astronom o starcie Artemisa 27 września

Czy pechowy SLS w końcu poleci? Astronom o starcie Artemisa 27 września

Dodano:   /  Zmieniono: 

No właśnie. SLS już dwa razy nie poleciał. Co można powiedzieć o tych próbach?

Podstawą misji Artemis I jest założenie, że coś pójdzie nie tak. To misja testowa, mająca sprawdzić bardzo wiele parametrów. Oznacza to jednak, że NASA chce wykonać jak „najczystszy” test. Usunąć jak najwięcej znanych źródeł problemów tak, aby skoncentrować się na potencjalnych wadach nowo testowanej rakiety

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Rower psuje nam się podczas wycieczki i chcemy wiedzieć czemu. Czy stoi za tym wadliwy projekt jednośladu? A może niedopompowane koła, parę złych szprych, zardzewiały hamulec albo nienasmarowany łańcuch Gdybyśmy dobrze zakonserwowali nasz rower przed wyjazdem – wiedzielibyśmy, że za naszym problemem stoi wadliwy projekt. Ponieważ nie usunęliśmy innych źródeł problemów, nie wiemy teraz, które z nich odpowiada za zepsucie nam wycieczki.

Wracając do SLS – NASA dąży do startu w tzw. sytuacji nominalnej. Oznacza to, że wszystkie podstawowe parametry powinny być w normie. Agencja ma nawet tzw. Test Readiness Review (TRR), czyli test… sprawdzający, czy jesteśmy gotowi do właściwego testu.

Przy pierwszym starcie z 29 sierpnia było bardzo blisko wylotu. Jedyną anomalią był jeden z silników, który niedostatecznie się schłodził. Do dziś nie wiemy, czy silnik faktycznie nie miał odpowiedniej temperatury, czy zawiodły czujniki ją odczytujące. Była to dość drobna rozbieżność, ale NASA zdecydowała się dmuchać na zimne.

A co z drugim „nie-startem”?

Próba z 3 września także zakończyła się przerwaniem odliczania. Tu problem był dużo poważniejszy. SLS korzysta z bardzo zimnych paliw kriogenicznych. Wodór jest trzymany w temperaturze minus 253℃. czyli bliskiej zeru absolutnemu. Dodatkowo jest pompowany pod ciśnieniem 10 000 psi. To blisko 300 razy więcej, niż ciśnienie w kołach samochodu.

Przy pompowaniu paliwa powstał przeciek, tuż przy tzw. interfejsie quick release. Najpewniej swoje właściwości straciła uszczelka, być może z powodu wielokrotnego wystawienia na bardzo niskie temperatury. Paliwo było bowiem parę razy pompowane i wypompowywane przed samym startem.

NASA określa, że wyciek i stężenie wodoru w powietrzu powyżej 4 proc. oznacza automatyczne przerwanie testu. Wodór jest bardzo łatwopalny i już taki poziom stwarza duże zagrożenie pożarowe oraz ryzyko gigantycznego wybuchu.

Co ciekawe – większość rakiet na świecie nie korzysta z wodoru jako paliwa do rakiet. NASA ma na tym polu jednak dość duże doświadczenie, bo korzystały z niego już między innymi wahadłowce kosmiczne.

Jak więc przedstawia się nadchodzący start 27 września? Są nadzieje?

Dużo dowiedzieliśmy się z testu 21 września. Była to kluczowa próba tankowania paliwa wodorowego, zakończona sukcesem. Wymieniono wadliwe uszczelki, które były problemem przy ostatnim starcie. Co prawda, znów pojawiły się przecieki wodoru. Operatorom udało się je jednak zatrzymać i w pełni zatankować rakietę.

Dane z testu napełniania spełniały wszystkie kryteria NASA, co potwierdziło gotowość systemów na próbę startową 27 września. Dyrektor lotu Artemis I – Charlie Blackwell-Thompson – zwrócił jednak uwagę na to, że zespół musi najpierw zaktualizować procedurę pompowania paliwa, aby uniknąć kolejnych problemów przed faktycznym startem

Muszę zadać to pytanie. Jaka jest szansa, że SLS w końcu poleci 27 września?

Nawet pozytywnie zakończony test tankowania nie znaczy, że wylot 27 września jest przypieczętowany. Każda, nawet najmniejsza anomalia może zakończyć się kolejnym przerwaniem startu.

Obecnie największym wyzwaniem wydaje się być przedłużenie certyfikacji baterii na pokładzie rakiety, zasilających tzw. Flight Termination System. NASA wierzy, że baterie działają w wystarczającym stopniu, aby nie trzeba było ich wymieniać przed kolejnym startem.

Agencja musi to jednak udowodnić, zanim dostanie zgodę na start. Jeśli się to nie uda, rakieta będzie musiała być z powrotem przetransportowana do hangaru a baterie zresetowane. Opóźniłoby to start o kolejne kilka tygodni.

NASA wydaje się okropnie wybredna w kolejnych próbach startowych. Czemu?

Powód jest dość prosty – rakieta SLS kosztowała powyżej miliarda dolarów. korzysta zaś z publicznych pieniędzy, więc ewentualne niepowodzenie byłoby bardzo trudno wytłumaczyć. Przy tak ważnych decyzjach podejmowanych z takim budżetem trudno, by ktoś zdobył się nawet na niewielkie ryzyko. Niezwykle ważne są też kwestie bezpieczeństwa.

Odsunięcie startu może jest nieco męczące dla widzów i fanów. To jednak mała cena, by zapobiec katastrofie. Lepiej bowiem opóźnić start i wydać nawet parę milionów na naprawy i usprawnienia niż zaryzykować… i skończyć z miliardem strat oraz zgliszczami na platformie startowej.

Znów przypomnę, że Artemis ma być długim programem kosmicznym, który będzie trwać nawet ponad dekadę. Przesunięcie startu o dziesięć dni niewiele zmieni, gdy misja była przygotowywana od kilkunastu lat. Choć oczywiście NASA musi pamiętać o harmonogramie dalszych misji.

NASA wydaje się żółwiem, a firmy kosmiczne jak SpaceX – zającem. Czemu prywatne spółki są o tyle szybsze w prototypach i testach?

Tu znowu istnieje podstawowa różnica. Upraszczając sprawę: Elon Musk może zadecydować, że dana rakieta dziś wyleci, choćby się waliło i paliło. Jeśli dojdzie do awarii, pożaru, wybuchu – straci prywatne pieniądze i to na własne życzenie. Prywatne firmy są skłonne do podjęcia ryzyka na nieco wyższym poziomie, niż publiczne agencje kosmiczne.

„SpaceX już lata, a Boeing utknął na Ziemi” – porównał niedawno dwie czołowe firmy kosmiczne administrator NASA. Co Pan sądzi o niedawnych słowach Billa Nelsona?

Nelson przyrównał tu ostatnie osiągnięcia firm w lotach załogowych i towarowych na ISS. SpaceX rzeczywiście wykonał już parę lotów na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Boeing nadal prowadzi zaś testy Starlinera, który jest propozycją firmy w programie NASA Commercial Crew.

Między SpaceX i Boeingiem rzeczywiście jest dość duża różnica. Moim zdaniem SpaceX jest rzeczywiście bardziej zwinny, potrafi dopasować się do zmieniających się warunków i szybciej dostarczać rezultaty. Gra też z większym ryzykiem. Z drugiej strony Boeing ma dekady doświadczenia w branży, jest ostrożniejszy i bardziej drobiazgowo testuje swoje projekty.

Prawdę mówiąc – NASA nie ma tu jednak nic do stracenia, a nawet może zyskać. Agencja stawia bowiem w tym wyścigu na oba „konie”. Jeden jest szybki, ale narowisty. Drugi jest wolniejszy, ale ma większą wytrzymałość.

Jeśli w danym zastosowaniu lepszy będzie SpaceX – to ta firma dostanie finansowanie od NASA. W innym projekcie wykazać się może Boeing i to druga firma dostanie pieniądze. A na koniec amerykańska agencja będzie miała najlepsze możliwe rozwiązanie.

AKTUALIZACJA: Z najnowszych informacji podanych przez NASA wynika, że start SLS planowany na dzień 27 września najpewniej się nie odbędzie. W kierunku Florydy zmierza bowiem tropikalna burza Ian, która może przekształcić się w huragan. W weekend 24-25 września amerykańska agencja debatowała, czy pozostawić rakietę na platformie startowej, czy wycofać ją do hangaru. Kolejne spotkanie w tej sprawie odbędzie się w poniedziałek, 26 wrzesnia. Wszystkie przesłanki wskazują, że zagrożona może być też zapasowa data 2 października.

Czytaj też:
Polskie akcenty w misji Artemis. Na pokładzie rakiety znajdą się nasze urządzenia