Katastrofa samolotu pasażerskiego malezyjskich linii lotniczych na Ukrainie wstrząsnęła światem. Rynki zareagowały prawie natychmiast. Na razie nie wiadomo, kto stoi za zestrzeleniem samolotu, ale już wiadomo, że świat nie będzie obojętny wobec tej tragedii.
Na pokładzie samolotu było 298 osób - 283 pasażerów - 173 Holendrów, 44 Malezyjczyków, 27 Australijczyków, 12 Indonezyjczyków i 9 Brytyjczyków, w tym troje niemowląt i 15 członków załogi. Wszyscy zginęli.
Na zachodnie parkiety wiadomość o katastrofie na Ukrainie dotarła tuż po godzinach popołudniowych. Inwestorzy zareagowali prawie natychmiast - traciły wszystkie najważniejsze indeksy. Polska giełda była już zamknięta i dopiero w piątek na porannym otwarciu zanotowano silne spadki. Osłabił się także złoty. Świat czeka na informacje dotyczące przyszłych konsekwencji związanych z możliwym rozszerzeniem sankcji w stosunku do Rosji.
Tracą wszystkie indeksy
- Wcześniej konflikt ukraiński ograniczony był terytorialnie i świat zdyskontował ryzyko eskalacji. Zestrzelenie samolotu pasażerskiego, który należał do innego, niezwiązanego z konfliktem państwa, to wyraźny sygnał, że nikt nie może czuć się bezpieczny, gdy w Europie dochodzi do użycia broni. Indeksy na moskiewskim parkiecie traciły. Akcje głównych spółek, czyli Gazpromu i Lukoilu, straciły ponad 1%. Świat boi się dalszych sankcji związanych z wojną handlową. Wykluczenie gospodarcze Rosji nikomu nie służy - zwłaszcza, że jest to gigantyczne zaplecze surowcowe - stwierdza Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.pl.
Kto korzysta na tej tragedii?
- Wbrew pozorom reperkusje Rosjan również mogą negatywnie odbić się na naszej gospodarce i kondycji całej Europy, co w zasadzie już się dzieje, bo część analityków jest zgodna, że mniejsze od spodziewanego ożywienie w UE jest pośrednio związane z sytuacją na Ukrainie - dodaje Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.pl.
- Pesymiści boją się, że strącony samolot może stać się nowym arcyksięciem - pretekstem do kolejnego wielkiego konfliktu. Optymiści mówią, że ta katastrofa może spowodować, że krytyka separatystów może posłużyć wygaszeniu konfliktu. Ale nie zapominajmy, że już teraz nastroje w Europie są złe i widzimy coraz większe wsparcie dla partii antysystemowych. To niebezpieczna sytuacja - powiedział dla Bankier.pl Piotr Kuczyński, główny analityk Domu Inwestycyjnego Xelion.
Czy świat stoi na krawędzi wojny?
- W 2014 roku mija 100 rocznica wybuchu pierwszej Wojny Światowej. Przy tej okazji najwięksi światowi przywódcy mogą sobie przypomnieć jak była ona kosztowna i jak wielkie spustoszenie wywołała. Nikt nie chce powtórki. Zwłaszcza rynki finansowe, które najwięcej zyskują w czasie spokoju. Teraz o losach świata decyduje przede wszystkim sytuacja gospodarcza i to, czy biznes wymusi na zwaśnionych stronach szybkie
i polubowne zakończenie tego konfliktu - kończy Łukasz Piechowiak.
Więcej na ten temat w portalu Bankier.pl
Analizy Bankier.pl
dostarczył infoWire.pl