Przekręty na kredytach to nie tylko „franki” i WIBOR. O tym nie wiedziałeś

Przekręty na kredytach to nie tylko „franki” i WIBOR. O tym nie wiedziałeś

Uwaga na oszustwa w sieci! Zdj. ilustracyjne
Uwaga na oszustwa w sieci! Zdj. ilustracyjne Źródło:Shutterstock / fizkes
Kiedy dociskają nas raty kredytów, zaczynając rosnąć w kosmos z nieznanych nam przyczyn, jest to bardzo dobry czas na refleksję. W ten sposób doszło do wojny frankowiczów z bankami. W ubiegłym roku została podobnie namierzona inna, potężna manipulacja branży finansowej: WIBOR. Ale to jeszcze nie wszystkie bankowe przekręty.

Nie jest łatwo namierzyć kant, jeśli ten funkcjonuje od lat i na dodatek jest tworem tzw. instytucji publicznego zaufania. Najtrudniej zauważyć nadużycie finansowe, jeśli jest ono wynikiem „prawd” głoszonych przez większość ekonomistów. Stanowi wówczas – w opinii publicznej – jakby niepodważalny aksjomat. Takie właśnie, podstępne działania „systemu” i sektora finansowego obserwujemy obecnie, przez co w polityce kredytowej mamy do czynienia z szalbierstwami na wielką skalę.

Co trzy przekręty, to nie jeden…

Porozmawiajmy zatem szerzej o bankowych szwindlach, których padamy ofiarą. Przez bardzo długi czas, nikogo nie dziwiła obecność wskaźnika WIBOR w niemal wszystkich umowach kredytowych. Definicja tegoż również nie wzbudza podejrzeń: jest to wyznacznik ceny tzw. pożyczek międzybankowych, ustalanych w danym okresie. Czyli WIBOR (niby) pokazuje jaka jest aktualna cena pieniądza na rynku. Bo przecież, jak w każdym sprzedawanym towarze, trzeba ustalić jego koszt wytworzenia (to właśnie jest ów WIBOR), a potem dodać marżę, która jest zyskiem sprzedawcy.

W naszych umowach kredytowych najczęściej spotykamy wskaźniki WIBOR 3M lub WIBOR 6M, co powinno oznaczać, po jakim koszcie banki (w danym dniu) pożyczają sobie – wzajemnie – środki finansowe na okres, odpowiednio: 3 i 6 miesięcy. Jak na razie wszystko brzmi normalnie i wydaje się, że nie ma się czego czepiać, nieprawdaż? Jest tu tylko jedno „ale”. Otóż, od dłuższego czasu, wszystkie banki posiadają nadpłynność (mają więcej środków na akcję kredytową, niż ich potrzebują), więc… takie pożyczki między bankami nie mają miejsca!

Wskaźnik WIBOR jest więc ustalany kompletnie „z sufitu”. Na dodatek grono, które odpowiada za wyznaczanie tego składnika oprocentowania naszych kredytów to… sami bankowcy! Przybrało to więc formę zmowy cenowej, tj. kiedy to „producenci” uzgadniają między sobą – bez żadnych zewnętrznych ograniczeń i kontroli – ile mogą zarabiać na klientach.

Oczywiście w ich interesie jest to, aby wskaźnik WIBOR był możliwie na jak najwyższym poziomie. Zwykle do bieżącej stopy referencyjnej dodają „coś od siebie”, tj. od 0,1 pkt. proc. (rzadko), do ponad 1 pkt. proc. – co miało miejsce w ubiegłym roku.

Namierzyliśmy więc już szwindel nr 1 – wskaźnik WIBOR, który do końca 2022 roku był wyznacznikiem wysokości rat pewnie ok. 90 proc. umów kredytowych udzielonych w PLN. Miało to miejsce w okresie… ostatnich blisko 30 lat.

Czytaj też:
Dzięki alimentom nie trzeba spłacać długów? „Doskonałe narzędzie antywindykacyjne”

Kredytowy przekręt numer dwa: stopa zmienna

WIBOR już został namierzony przez liczne grono prawników, jako bankowe kanciarstwo. Zrobiła się nawet moda na procesy kontra WIBOR, ten temat poruszałem w niniejszym opracowaniu.

Jak do tej pory jednak nikomu nie przyszło na myśl rzucić w banki kamieniem, obnażając ich znacznie większe szachrajstwo. Mam na uwadze powszechnie stosowaną stopę zmienną przy ustalaniu wysokości kolejnych rat.

Ten kant działa zgodnie z zasadą: jeśli coś funkcjonuje „od zawsze”, to musi być to normalne. I w ten sposób, bezrefleksyjnie, zgodziliśmy się na to, że rata kredytu może w sposób absolutnie dowolny się zmieniać: oczywiście chodzi o jej wzrost, a nie spadek. I może mieć to miejsce nawet kilkanaście lat po „zakupie” produktu bankowego, zwanego pożyczką lub kredytem.

A czy może zastanowiłeś się, jakby wyglądało nasze życie, gdyby także przy nabywaniu innych produktów obowiązywały identyczne zasady? Zrobiłeś miesiąc temu zakupy w dyskoncie za pięćset złotych, a teraz dostajesz kolejny rachunek – za te same zakupy – z dopłatą na sto, czy dwieście złotych. Bo sprzedawca ma obecnie większe koszty ze względu np. na Polski Ład. Albo kupiłeś samochód za określoną cenę i co rok dealer każe ci dopłacać do tegoż auta, po kilka tysięcy złotych – chyba, że uda ci się je wcześniej sprzedać.

No właśnie: widzisz już chyba, jak bardzo robiony jesteś w konia… W każdym przypadku, przy nabywaniu dowolnego produktu, czy usługi, cenę zakupu ustala się najpóźniej w dniu dokonania transakcji!

Może poprawniej będzie: niemal w każdym przypadku, bowiem te oczywiste zasady uczciwej sprzedaży nie obowiązują w sektorze bankowym.

Stąd właśnie obecne, tak liczne problemy kredytobiorców, którzy decydując się na dany kredyt, kierowali się wysokością raty. Jeśli np. przy zakupie mieszkania w 2020 roku, przy określonych i przewidywalnych dochodach, zdecydowałeś się na kredyt z miesięczną ratą w wysokości 4 tys. zł, to mógłbyś wtedy od tej transakcji odstąpić, wiedząc, że dziś obciążenie z tego tytułu będzie wynosić 9 tys. zł.

Czytaj też:
Czy pozwać bank o unieważnienie umowy ze względu na WIBOR? Nie tylko on cię oszukuje

Powyższa sytuacja, tj. powszechne stosowanie stopy zmiennej w polityce kredytowej, to systemowa przewalanka na całego: biorąc pod uwagę obowiązujące prawa, choćby dotyczące ochrony konsumenta. Niemniej jednak ten skok na naszą kasę, tak mocno się zaszczepił w polskiej bankowości, że nie wzbudza w nas żadnych podejrzeń przestępczego charakteru opisanego rozwiązania.

Ale to nie wszystko. Oto kolejny systemowy rozbój w biały dzień, który także pokornie zaakceptowaliśmy.

Kredytowy przekręt numer trzy: „walka” NBP z inflacją

Zmorą większości kredytobiorców jest obowiązująca obecnie bardzo wysoka stopa procentowa, ustalana przez Radę Polityki Pieniężnej. Przypomnijmy: od września 2021 roku do września 2022 roku „Jastrząb” Glapiński ogłosił aż 11 kolejnych podwyżek. A ponieważ w niemal wszystkich umowach kredytowych mamy wpisaną stopę zmienną (patrz: opis przekrętu nr 2), raty zobowiązań poszybowały w kosmos.

Jeśli myślisz sobie, że może to ma sens, bo dzięki temu inflacja kiedyś tam spadnie, znaczy, że znowu dałeś się nabrać na systemową blagę. Zresztą sam zobacz, jak łatwo to kłamstwo obnażyć.

Czytaj też:
Jak zafundować sobie 10 lat wakacji kredytowych. Wystarczy 8 prostych kroków

Skoro mamy walczyć z inflacją, sprawdźmy skąd ta się bierze. Wiedza ta jest nie tylko łatwo dostępna, ale także – zrozumiała dla szarego człowieka, nie trzeba tu być od razu profesorem nauk ekonomicznych. W każdym opracowaniu na temat inflacji, znajdziesz takie przyczyny nadmiernego wzrostu cen:

  • Wzrost cen surowców na świecie
  • Wzrost cen energii, gazu, paliw (na rynku lokalnym, tj. w danym kraju)
  • Dodruk znaczącej ilości „pustego” pieniądza

Konia z rzędem śmiałkowi, który znajdzie związek działań Rady Polityki Pieniężnej z wyeliminowaniem przyczyn (wymienionych powyżej) tak wysokiej inflacji.

Jeśli chciałbyś zapoznać się z moimi przemyśleniami i argumentacją, dlaczego uznaję, iż w obecnej sytuacji gospodarczej nie można nic gorszego zrobić w ramach tzw. walki inflacji, niż podrażać koszty kredytów, zapoznaj się proszę z moją następną publikacją. Opracowanie to znajdziesz także na Wprost.pl.


Krzysztof OPPENHEIM: ekspert finansowy, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się m.in. w antywindykacji, pomocy frankowiczom oraz zadłużonym przedsiębiorcom, a także w upadłości konsumenckiej. Wiceprzewodniczący Zespołu Roboczego ds. Upadłości i restrukturyzacji, działającego w ramach Rady Przedsiębiorców przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika „Dłużnik też Człowiek”. Od lipca 2016 roku prowadzi kancelarię antywindykacyjną www.krzysztofoppenheim.pl, oraz usługi w zakresie pośrednictwa i doradztwa finansowego www.oppen-kredyt.pl

Czytaj też:
Jak upadał Getin Noble Bank. „Nikt o tym głośno nie mówił”
Czytaj też:
Oppenheim dla „Wprost”: Daj topielcowi lizaka, czyli o ustawowych wakacjach kredytowych

Źródło: Wprost