Wyższe mandaty mają poprawić bezpieczeństwo na drodze. Jest jeszcze jeden poważny problem

Wyższe mandaty mają poprawić bezpieczeństwo na drodze. Jest jeszcze jeden poważny problem

Fotoradar (fot. sxc.hu)
Fotoradar (fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
Od stycznia 2022 roku mają obowiązywać surowsze kary dla kierowców łamiących przepisy. Niestety, w parze z wyższymi mandatami nie idzie zwiększenie liczby fotoradarów. Wielu piratów drogowych wciąż będzie bezkarnie szalało po drogach.

Kilka miesięcy temu rząd zapowiedział zaostrzenie działań przeciwko kierowcom naruszającym zasady bezpiecznej jazdy. W górę mają pójść mandaty za przekroczenie prędkości: według nowych taryf kierowca będzie mógł zostać ukarany nawet 5 tys. zł mandatu i 15 pkt karnymi, a kolejne 30 tys. zł może zasądzić sąd. To i tak złagodzona wersja kar: początkowo za przekroczenie prędkości o 30 km/h miał grozić mandat w kwocie 1,5 tys. zł, ale ostatecznie ustalono próg na 800 zł.

Gra na czas. Kierowcy zasłaniają się niepamięcią

Nowym wykroczeniem zagrożonym karą do 8 tys. zł będzie niewskazanie na żądanie uprawnionego organu, komu powierzono pojazd do kierowania w czasie, gdy doszło do przekroczenia prędkości. Dziś kierowcy bardzo często tłumaczą się brakiem pamięci i nie chcą przyznać się, że to oni siedzieli za kierownicą. Gdy dostają niewyraźne zdjęcie z fotoradaru, niejednokrotnie twierdzą, że nie da się z fotografii jednoznacznie ustalić, kto został na niej przedstawiony. Grają tym samym na czas i mają nadzieję, że wykroczenie się przedawni. I niejednokrotnie tak jest, bo odmów („niemożności”) wskazania kierującego jest tak dużo, że Inspekcja Transportu Drogowego nie ma możliwości zająć się każdą sprawą.

„Dziennik Gazeta Prawna” przypomina starą zasadę, którą zna każdy karnista: tym, co zachęca do przestrzegania zasad jest nie wysokość kary, lecz jej nieuchronność. A dziś kierowcy wiedzą, że wiele wykroczeń ujdzie im na sucho. Kalkulują, że bardziej opłaca im się raz na jakiś czas zapłacić mandat za przekroczenie prędkości niż jeździć przepisowo. Ryzyko wpadki jest bowiem niezbyt wysokie.

Według danych Najwyższej Izby Kontroli tylko na połowę kierowców przyłapanych przez fotoradary na łamaniu przepisów udaje się nałożyć mandat. Według Inspekcji Transportu Drogowego w zeszłym roku urządzenia w ramach automatycznego systemu nadzoru (fotoradary, odcinkowy pomiar prędkości i urządzenia wyłapujące wjeżdżających na czerwonym świetle) zarejestrowały 1 mln 370 tys. naruszeń przepisów. Po odjęciu od tego pojazdów uprzywilejowanych czy przypadków, w których zdjęcie było niewyraźne, inspekcja wysłała do właścicieli pojazdów 1 mln 247 tys. wezwań. Ostatecznie wystawieniem mandatu zakończyło się tylko ok. 650 tys. spraw.

Za mało fotoradarów na polskich drogach

Nie dość, że kierowcy łatwo mogą przeciągać procedurę i nie zapłacić mandatu za wykroczenie potwierdzone zdjęciem z fotoradaru, to jeszcze szansa na to, że znajdą się w polu działania takiej maszyny, jest stosunkowo niewielkie. Choć możemy odnosić wrażenie, że fotoradary zainstalowane są co kilkanaście kilometrów, to tylko złudzenie. Z przywołanego już raportu NIK wynika, że w Polsce wypada średnio 1,6 urządzenia na 1000 km kw.

Dla porównania w Niemczech na takiej powierzchni jest ich 10, a w Belgii – 37. Obecnie ITD ma ok. Inspekcja realizuje wprawdzie warty 162 mln zł unijny projekt dotyczący rozbudowy systemu, ale nieznacznie zwiększy to liczbę punktów kontrolnych – w dużej mierze zakłada on wymianę starych fotoradarów (247). Nowych do końca 2023 r. ma być tylko 26. Przybędzie też 39 urządzeń do odcinkowego pomiaru prędkości i 30 skrzynek rejestrujących przejazd na czerwonym świetle – wylicza „DGP”.

Przekroczenie prędkości bardziej zaboli kierowców finansowo, ale trzeba jeszcze popracować nad tym, by takie naruszenia w ogóle były stwierdzane. Jak widać, braki sprzętowe mogą storpedować skuteczność zaostrzonych przepisów.

Czytaj też:
Będą wyższe mandaty. „Jak mogliśmy tolerować wschodni, śmiercionośny styl jazdy?”

Opracowała:
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna