Filipiak: „Na razie politycy zaklinają rzeczywistość i próbują wmówić ludziom, że nie będzie źle”

Filipiak: „Na razie politycy zaklinają rzeczywistość i próbują wmówić ludziom, że nie będzie źle”

Janusz Filipiak
Janusz Filipiak Źródło: Newspix.pl / Krzysztof Porebski / PressFocus /NEWSPIX.PL
- To nie jest kwestia tego, czy będzie źle, lecz raczej jak bardzo źle — powiedział w rozmowie z Business Insider Polska Janusz Filipiak, prezes Comarchu. Jego zdaniem politycy bardzo zakłamują rzeczywistość, ale przed nami trudne czasy.

– Wśród ekspertów dominuje przekonanie, że idą ciężkie czasy. To nie jest kwestia tego, czy będzie źle, lecz raczej jak bardzo źle. Widać to na poziomie wszystkich parametrów makroekonomicznych, które decydują o tym, co będzie się działo w przyszłości. Co istotne w latach 2008-2009 mieliśmy do czynienia z kryzysem finansowym. Następny wynikał z pandemii. Można więc stwierdzić, że były to kryzysy o charakterze jednowymiarowym. Obecnie jest inaczej. Mamy kryzys energetyczny, który w moim odczuciu będzie dotkliwy – powiedział w rozmowie z serwisem Business Insider Polska prof. Janusz Filipiak, prezes Comarchu, jednej z największych polskich spółek informatycznych.

Na kryzys energetyczny nakłada się kryzys wynikający z inflacji i konieczności podnoszenia stóp procentowych. Problemem jest też brak pracowników. Jeśli to wszystko zsumować, zdążamy w kierunku stagflacji. Nie jest to nowe strzeżenie, bo o ryzyku wysokiej inflacji i zatrzymania wzrostu od pewnego czasu mówią już ekonomiści.

– Mówię o tym, aby uzmysłowić, że w odróżnieniu od poprzednich kryzysów ten jest wielowymiarowy, któremu dodatkowo towarzyszy wojna Rosja-Ukraina. Wszystko to sprawia, że mamy bardzo trudną sytuację gospodarczą. Przedsiębiorcy mają poważny ból głowy, żeby zarządzać wielowymiarowym kryzysem.

„Musimy zacząć się martwić, czy energia w ogóle będzie dostępna”

Filipiak zauważył, że w obliczu drożejącej energii rząd chroni gospodarstwa domowe, ale bez wsparcia zostawia firmy. Te nie będą mogły jednak utrzymać obecnych cen produktów i usług, jeśli koszt ich wytworzenia będzie systematycznie rósł, więc będą podnosiły ceny, a przed tym już rząd nie uchroni odbiorców indywidualnych. Pisząc w ostatnich miesiącach o rosnących kosztach energii, koncentrowaliśmy się na piekarniach czy basenach miejskich, ale przecież firmy informatyczne również zużywają ogromne ilości energii.

– Praca średniej wielkości serwerowni pochłania tyle energii elektrycznej co walcownia w hucie. Już widzę, że w Comarchu będziemy mieli z tym duży problem. Nie tylko z kosztami, ale generalnie musimy zacząć się martwić, czy ta energia w ogóle będzie dostępna. Według mnie istnieje duże ryzyko, że energii elektrycznej po prostu nie będzie. Więc z jednej strony będzie wzrost cen, ale jeszcze może być gorzej, że dla przemysłu tej energii i paliw nie będzie. Priorytetem rządu na pewno będzie ochrona gospodarstw domowych. Tymczasem moja firma potrzebuje megawatów energii na centra danych – powiedział.

Słowa o ograniczaniu jedzenia mięsa nie straciły na aktualności

Comarch zbudował centra danych w Niemczech, we Francji i Stanach Zjednoczonych, a prezes zapowiedział, że w przyszłości będzie inwestować tam, gdzie będzie prąd. „To nie jest zadanie ani łatwe, ani tanie” – dodał.

Filipiak krótko też nawiązał do wypowiedzi o potrzebie ograniczania jedzenia mięsa, za którą spadła na niego ogromna fala krytyki. Zapewnił, że mimo wszystko nie wycofuje się ze swoich słów. – Kryzys energetyczny, finansowy i wojna w Ukrainie będą nas kosztować. Nie należy udawać. Intuicyjnie wszyscy to czują. Dlaczego ludzie nie wyłączają konsumpcji? Tak długo, jak nie muszą, nie będą tego robić. Dopiero jak się pojawią braki i skutkiem tego jeszcze mocniej wzrosną ceny, wówczas konsumpcja będzie musiała spaść. Na razie jeszcze politycy zaklinają rzeczywistość i próbują wmówić ludziom, że nie będzie źle – powiedział.

Czytaj też:
Grozi nam stagflacja. Drożyzna nie odpuszcza, a gospodarka zwalnia

Opracowała:
Źródło: Business Insider Polska