5 kwietnia tego roku Parlament Europejski zagłosował za rozpoczęciem negocjacji z rządami UE na temat przepisów dotyczących jawności wynagrodzeń. Jedną z ważnych zmian dla pracowników będzie to, że firma już w ogłoszeniu o pracę będzie miała obowiązek podania wynagrodzenia lub choćby widełek zarobkowych. Dziś można odnieść wrażenie, że wynagrodzenie to wielka tajemnica, do której kandydat zostanie dopuszczony dopiero w trakcie rozmowy – i to wcale niekoniecznie na pierwszym spotkaniu z rekruterem.
Widełki, z których nic nie wynika
Na takie traktowanie skarżą się kandydaci, którzy są zdania, że to nieuczciwe, że muszą się bardzo szczegółowo przedstawić w CV i liście motywacyjnym, a pracodawca nie widzi potrzeby takiej szczerości. Słusznie też zauważają, że wiedza o zarobkach oszczędziłaby obu stronom czasu w sytuacji, gdy okaże się, że oczekiwania firmy i kandydata całkowicie się rozjeżdżają. Teraz kandydaci wysyłają CV „w ciemno” i nie wiedzą, czy będą zainteresowani spotkaniem, bo w ogłoszeniu moli przeczytać tylko o „miłej atmosferze pracy w młodym, dynamicznym zespole” i „owocowych czwartkach”.
Oczywiście, są na rynku także dobre przykłady. Konkretne (lub przynajmniej rząd wielkości) znajduje się z reguły w ofertach dla branży IT, gdzie rotacja pracowników jest największa i trzeba umiejętnie – i szybko – zwrócić na siebie uwagę specjalistów.
To wciąż jednak wyjątek. Część udaje, że w kwestii wynagrodzeń jest transparentna i podaje widełki, np. „zarobki 4 – 8 tys. zł miesięcznie” – czyli informuje tak, by jednak o niczym nie poinformować.
W projekcie przygotowanym przez Komisję Europejską są zapisy dotyczące urealnienia tego przedziału, tak by uniknąć sytuacji, w której zakres jest tak szeroki jak w przykładzie powyżej.
Transparentność wynagrodzeń w idealnym scenariuszu
To nie wszystkie nowości. Projekt tej dyrektywy zakłada także, że pracownicy dostaną prawo dostępu do informacji o poziomie przeciętnego wynagrodzenia na danym stanowisku. W chwili obecnej polscy pracownicy nie mogą żądać takiej informacji, choć oczywiście pracodawca może o tym poinformować z własnej inicjatywy.
Kilka miesięcy temu serwis money.pl zapytał Łukasza Komudę, eksperta ds. rynku pracy w Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, jak jawność wynagrodzeń powinna wyglądać w scenariuszu idealnym.
– Chciałbym, aby wskazywano, jaki byłby początkowy poziom dochodów, bo często rozmawiamy z pracodawcą na rozmowie o pracę o pewnej perspektywie, czyli że teraz będą takie obowiązki, za trzy miesiące może się to trochę zmienić a za rok będzie jeszcze coś innego, a potencjał awansu jest, powiedzmy, za trzy lata. Chciałbym, żeby ten punkt minimum to było to wynagrodzenie na początku. – powiedział.
Uważa, że pracodawcy, którzy to zatajają, działają na swoją niekorzyść. – Gdy zmieniamy pracę, to chcemy wiedzieć, ile na pewno będziemy zarabiali w najbliższych miesiącach. Planujemy swoje życie i budżet domowy, biorąc pod uwagę to, jakie dochody będziemy osiągać. Uważam, że to jest ważne dlatego, że mamy wiele takich sytuacji, w których proces rekrutacyjny się kończy i pracodawca jest zaskoczony, że kandydaci, których wybrał — zrezygnowali. Dowiedzieli się po prostu na samym końcu procesu rekrutacyjnego, ile będą zarabiać i trzasnęli drzwiami. Kiedyś takie zjawisko nie występowało, od kilku lat się jednak pojawia i tracimy za dużo czasu i zasobów jako gospodarka, aby obsadzać te miejsca pracy. Widełki mogłyby ten proces usprawnić – dodaje.
Polityka płacowa jest jednym z elementów budowania wizerunku firmy
– Jawność wynagrodzeń w ofertach pracy może w dłuższym okresie wpłynąć na wyrównanie dysproporcji między konkurencyjnymi firmami. Warto też pamiętać, że polityka płacowa jest jednym z elementów budowania wizerunku pracodawcy. I pod tym względem należy do jawności wynagrodzeń w ogłoszeniach o pracę podejść odpowiedzialnie – dodaje Maciej Kabaciński z Quercus Sp. z o.o. w tekście opublikowanym w Interii.
Dodał, że w normalnym trybie rekrutacji ujawnienie widełek płacowych jest jednak rozwiązaniem dobrym, a nawet pożądanym. Z raportu Pracuj.pl wynika, że 78 proc. kandydatów do pracy lepiej postrzega te oferty, w których zawarto informacje o zarobkach, a 40 proc. oczekuje, że pozna zakres oferowanej płacy jeszcze przed rozmową kwalifikacyjną.
Wynagrodzenia urzędników na widelcu
Rządzący przygotowują jawny i dostępny dla wszystkich zainteresowanych rejestr obejmujący płace urzędników sektora państwowego i samorządowego. Tym samym zarobki zatrudnionych w instytucjach takich jak ZUS, NFZ, miejskie spółki kanalizacyjne i urzędy gminy miałyby być otwarte dla wszystkich, którzy chcą poznać zarobki w tych instytucjach. Ograniczeniem ma być zawarty w rejestrze limit zakładający, że ujawniane będzie jedynie wynagrodzenie przekraczające kwotę 5000 złotych.
Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek ma poważniejsze zastrzeżenia do propozycji przepisów. Chodzi o podanie, wraz z wysokością wynagrodzenia, imienia i nazwiska każdego znajdującego się w rejestrze urzędnika. – Mimo, że przyczynia się to do transparentności wydatków publicznych oraz zapewnienia dostępu do informacji publicznej, to jednocześnie budzi uzasadnione obawy społeczeństwa co do możliwości naruszenia prawa do prywatności pracowników jednostek sektora finansów publicznych – czytamy na stronie biura Rzecznika Praw Obywatelskich.
RPO wysłał w tej sprawie swoje stanowisko do marszałka Senatu, Rady Ministrów i resortu finansów, ale nie doczekał się jeszcze reakcji.