Żółty samochód i skoczna melodyjka. Polacy tęsknią za kultową marką

Żółty samochód i skoczna melodyjka. Polacy tęsknią za kultową marką

Family Frost
Family Frost Źródło:Wikimedia Commons
Marka Family Frost, która w pierwszej dekadzie XXI wieku podbiła serca Polaków przy pomocy lodów i mrożonek sprzedawanych z żółtego samochodu, wygrywającego charakterystyczną melodyjkę, nagle zniknęła. Do dziś wiele osób wspomina ją z sentymentem i zastanawia się, gdzie się podziały lodziarnie na kółkach. – Nadal mam tę melodyjkę ustawioną jako dzwonek w telefonie – mówi nam Bogusław Kamiński, ostatni prezes Family Frost Polska.

Przełom lat 90. i 2000. Pół Polski (młodsze) wymienia się Tazosami z chipsów, a drugie pół siedzi na Gadu-Gadu i słucha Ich Troje ze składanki nagranej na kasetę. Nieliczni, którzy mają dostęp do internetu, czekają przez dwa tygodnie, aż ściągnie im się piracka wersja Władcy Pierścieni, nagrana kamerą w kinie. W modzie dominują spodnie z krokiem w kolanach, dzwony i biodrówki. Ulice pustoszeją, kiedy skacze Adam Małysz. W takich warunkach swój specyficzny, choć banalnie prosty model biznesowy rozwija marka Family Frost, która obok gumy Turbo, soków Donald i gwiazdek Milky Way jest dzisiaj dla wielu symbolem dzieciństwa.

Amerykański film w Żyrardowie

Żółty samochodzik, denerwująca melodyjka i lody na patyku w kartonach, pomiędzy mrożonym groszkiem i nieśmiertelnymi „pałeczkami bałkańskimi” – tak w pierwszej dekadzie XXI wieku wyglądał przepis na sukces.

Model był prosty. Żółta furgonetka — chłodnia ruszała w trasę, wypakowana po brzegi mrożonymi warzywami, gotowymi daniami i, co najważniejsze, lodami. W określonych miejscach samochód się zatrzymywał i wygrywał charakterystyczną melodyjkę, składającą się z siedmiu nut.

Family Frost

Obrazek przypominał nieco amerykański film, gdzie obwoźny handel lodami był spotykany na każdym kroku. Jednak w polskiej wersji, zamiast ubranego w śnieżnobiały fartuch i czepek sympatycznego pana, nakładającego lody do wafelków, mieliśmy kierowcę, który wyjmował z ciężarówki kartony z lodami na patyku i mrożoną pizzą.

Model jednak działał, przede wszystkim za sprawą dzieci, nasłuchujących z niecierpliwością charakterystycznej melodyjki. I to pomimo faktu, że lody na patyku można było kupić w każdym sklepie. W latach 90. firma miała swoje bazy w całej Polsce, a żółte furgonetki zatrzymywały się nawet na dużych osiedlach największych polskich miast.

Niemieckie początki

Marka Family Frost powstała w 1990 roku w Niemczech, jako Milchhof Eiskrem GmbH & Co KG Mettmann. Początkowo zajmowała się wyłącznie dystrybucją lodów, jednak później dołączyła do swojej oferty mrożone warzywa i dania gotowe.

W 1992 roku firma weszła na polski rynek. Oddziały pojawiły się także w Czechach, na Słowacji i na Węgrzech. Na początku operowała przede wszystkim w małych miasteczkach i na wsiach, ale gdy zdobyła popularność, żółte furgonetki można było spotkać niemal wszędzie.

Wielki koncern i międzynarodowy sukces

Jeszcze w latach 90. marka została wykupiona przez koncern Schöller. W 2002 roku wykupiła ją grupa Nestlé. Pierwsza dekada XXI wieku to szczyt popularności marki. Lokalne oddziały były otwierane nawet w Brazylii.

Jednak pod koniec lat 2000. koncepcja sprzedaży oparta o obwoźną sprzedaż zaczęła się powoli wyczerpywać. Najpierw, w 2008 roku, marka Family Frost została przejęta przez koncern Eismann. Lokalne oddziały zamieniły się we franczyzy, ale w wielu przypadkach, pozbawione kapitału wielkiej, międzynarodowej korporacji, zaczęły upadać.

Czytaj też:
Produkty Nestlé znacząco zdrożały. Firma ujawnia powód

Koniec kultowej marki

W 2009 roku Family Frost Polska przejmuje grupa Jago — notowany na giełdzie dystrybutor mrożonek. Transakcja opiewa na 8,2 mln złotych. Plany są ambitne. Nowy właściciel chce inwestować w nowy kanał sprzedaży, czyli rozwijający się prężnie handel w internecie. Firma miała nawet zostać wprowadzona na warszawską giełdę New Connect.

Z planów jednak nic nie wyszło. Jak udało nam się ustalić, nakłady potrzebne na rozwój nowych kanałów sprzedażowych przerosły właściciela firmy. Co więcej, problemy finansowe miała też sama grupa Jago.

W listopadzie 2011 roku do sądu trafia wniosek o upadłość z możliwością zawarcia układu. Ceny akcji spadają o nawet kilkanaście procent dziennie, a kapitał zakładowy topnieje. W pierwszym półroczu przychody spadły ze 143 mln do 65 mln zł. Na początku kolejnego roku z zarządu, w atmosferze konfliktu, odchodzą kolejne osoby.

– Powodem mojej rezygnacji jest niemożność współpracy z większością rady nadzorczej spółki, a w szczególności z członkiem rady delegowanym do indywidualnego wykonywania czynności nadzorczych panem Bartoszem Znojkiewiczem (…). Koncepcje sposobu prowadzenia restrukturyzacji (…) są w mojej profesjonalnej opinii nie do zaakceptowania oraz nie są możliwe do wdrożenia w aktualnej sytuacji finansowo-ekonomicznej Spółki. Nie bez znaczenia dla mojej decyzji pozostaje także fakt bezpodstawnych ataków na mnie ze strony pana Znojkiewicza, podważających moje kompetencje profesjonalne oraz rzetelność zawodową – napisał w uzasadnieniu przekazanym komunikatem odchodzący wiceprezes, Ireneusz Radaczyński.

Na początku 2012 roku sąd zmienił upadłość spółki z układowej na likwidacyjną, co sprawiło, że akcje jednego dnia spadły o 40 proc. Nowy zarząd spółki nie zgadzał się z opinią sądu i twierdził, że we współpracy z syndykiem usiłuje przywrócić spółce sprawność organizacyjną.

– W ocenie obecnego zarządu Jago w upadłości likwidacyjnej w Książenicach działalność spółki oraz Grupy Jago nie była od listopada 2011 r. restrukturyzowana lecz w sposób niekontrolowany wygaszana – czytamy w komunikacie.

Nic to nie dało. W grudniu 2012 roku uprawomocniła się decyzja o upadłości likwidacyjnej spółki Jago. Akcje przedsiębiorstwa zniknęły z giełdy, a wraz z nimi marka Family Frost przepadła. Przynajmniej z Polski.

Czytaj też:
Z bazaru na giełdę. Legendarne klapki Kubota zadebiutują na GPW. Podano datę

Family Frost nadal żyje

Żółte furgonetki z mrożonkami zniknęły z polskich ulic, ale są kraje, w których marka Family Frost poradziła sobie znacznie lepiej. Przejście na internetowy model dystrybucji udało się choćby na Węgrzech.

Tam Family Frost nadal działa. Sprzedaje swoje produkty w handlu obwoźnym, ale oferuje też darmowe dostawy produktów zamawianych w internecie. Według ostatniego raportu firma zatrudnia 66 osób i ma kapitał zakładowy na poziomie 647 mln forintów. W 2021 roku jej przychód netto przekroczył 23 mln euro.

Family Frostfacebook

Żółte furgonetki z nostalgią

Co jakiś czas hasło Family Frost w polskim internecie odżywa. Żółte furgonetki i prosta melodyjka budzą wspomnienia.

„Pałeczki bałkańskie! Przepyszne, kawał dobrej, kulinarnej roboty, coś jak cevapcici. A z lodów, te w czekoladzie. Znakomite!” – pisze pod jednym ze wspominkowych postów na Facebooku pani Aleksandra.

Zdarza się też, że ktoś taki samochód zobaczy na ulicy, bo auta wyprzedawane przez firmę trafiły w prywatne ręce i dziś nadal służą, choć już raczej nie do sprzedaży lodów.

"Bardzo proszę Panów, którzy jeżdżą po wsiach sprzedając ziemniaki i warzywa, o nie wykorzystywanie melodii znanej z Family Frost, czyli samochodu z lodami, bo nie ma nic gorszego niż rozpłakana i zawiedziona córka, która myśli, że jedzie pan z lodami, a tu z ziemniakami... Przecież jest tyle innych melodii" – pisała w 2018 roku zatroskana czytelniczka portalu powiatsuski24.pl.

Czytaj też:
Niemiecki gigant wchodzi do Polski. Będzie konkurował z Pepco i Action

Trudno powiedzieć czym, tak naprawdę, marka Family Frost podbiła serca Polaków. Jakość sprzedawanych produktów nie była szczególnie wybitna. Cena lodów z samochodu, choć jednostkowo faktycznie niska, nie należała do szczególnie przystępnych, bo słodycze sprzedawano w pakietach. Nie można było więc kupić jednego loda na patyku za złotówkę z kieszonkowego.

Prawdopodobnie to efekt unikatowego, jak na Polskę, modelu sprzedaży, bo dzisiejszym 30-parolatkom kojarzy się on głównie z oczekiwaniem na coś przyjemnego. A tęsknota za marką, obficie podlana sosem nostalgii,

potrafi zamaskować wszelkie niedociągnięcia. No i, oczywiście, melodyjka.

– Rozmawiamy przez telefon, to pan nie słyszy. Ale proszę mi wierzyć, ja cały czas mam tę melodyjkę ustawioną jako dzwonek – mówi Bogusław Kamiński, jeden z ostatnich prezesów Family Frost Polska. – Wciąż mam ustawione alerty Google, i jak tylko coś o firmie pojawi się w internecie, to czytam. Dla mnie rozdział Family Frost jest od dawna zamknięty, ale sentyment pozostał.

Czytaj też:
Rekordowe wyniki sklepu Krychowiaka. „Może to i lepiej, że nie gra w kadrze”
Czytaj też:
Belka: Walka z inflacją będzie boleć

Family Frost
Źródło: WPROST.pl