Dealerom samochodowym zrobiło się słabo, gdy w nocy z 25 na 26 lipca zapalił się frachtowiec Fremantle Highway przewożący ponad 4 tys. luksusowych pojazdów. Do pożaru doszło na Morzu Północnym, w okolicach holenderskiej wyspy Ameland. Straż przybrzeżna przekazała, że w pożarze zginął jeden członek załogi, a pozostałych 22 udało się ewakuować.
Pożar udało się opanować dopiero na początku sierpnia. Wrak doprowadzono do portu Eemshaven w Holandii, ale nie obyło się bez kłopotów: w czasie holowania pękły łańcuchy.
Samochody ze spalonego frachtowca trafią do sprzedaży
Okazuje się, że straty nie są tak duże, jak się początkowo obawiano. Media poinformowały, że holenderska firma Boskalis ma się zajść odzyskaniem pojazdów. Dosłownie chodzi tu o odzyskanie, gdyż samochody trzeba wydobyć ze spalonego frachtowca.
„Boskalis jest wiodącym światowym dostawcą usług w sektorach pogłębiania, infrastruktury morskiej i usług morskich” – reklamuje się firma na stronie internetowej. Firma ma doświadczenie w trudnych sprawach, gdyż pomogła w 2021 r. w udrożnieniu Kanału Sueskiego zablokowanego przez statek Ever Given.
Na pokładzie frachtowca znajdowało się 500 aut elektrycznych i to właśnie im przypisano winę za wybuch pożaru. Śledczy odrzucili jednak taki scenariusz. Trwa śledztwo, które ma ustalić oficjalne przyczyny pożaru.
Najmniej uszkodzone samochody mogą trafić do sprzedaży. Za wcześnie, by oszacować ich liczbę, ale jak donosi PAP za dziennikiem „Dagblad van het Noorden”, może chodzić o około tysiąc aut.
Czytaj też:
Białoruś chce zbudować drugą elektrownię jądrową. Nie wykorzystuje mocy pierwszejCzytaj też:
Gorączka złota. W przyszłym roku może paść rekord cenowy