Polacy boją się, że napływ imigrantów może pozbawić ich zarobku. Z kolei część pracodawców narzeka na brak wykwalifikowanej kadry do pracy w niszowych branżach. Brakuje również przedstawicieli najprostszych zawodów, jak hydraulik, murarz czy ślusarz. Zatem czy jest się czego obawiać?
Imigranci napływający do naszego kraju dzielą się na dwie grupy: wykwalifikowani pracownicy, którzy niemal natychmiast wspierają rozwój polskiej gospodarki, oraz osoby bez szkoły, doświadczenia i umiejętności. W tę drugą grupę ludzi trzeba zainwestować - państwo musi ponieść nakłady finansowe np. na zapewnienie im edukacji i zasiłków socjalnych, by dopiero w późniejszym czasie przyniosło to korzyści.
W Polsce w bardzo wielu branżach mamy do czynienia z rynkiem kandydata. Są to między innymi IT czy też niszowe sektory w przemyśle energetycznym. Tutaj firmy walczą o wykwalifikowanych kandydatów, bardzo często bez skutku. ,,A tymczasem przykładowo Ukraina dysponuje doświadczonymi programistami, którzy chcieliby pracować w Polsce. Niestety nasze społeczeństwo stwarza zbyt wiele barier. W konsekwencji traci na tym polska gospodarka. Jako kraj moglibyśmy rozwijać się szybciej, gdybyśmy byli otwarci na współpracę z imigrantami" - mówi serwisowi infoWire.pl Michał Młynarczyk, managing director w firmie Hays Poland.
Dużym problemem pozostaje kwestia niewykształconych osób, które napływają na nasz rynek pracy. Polska polityka powinna być wobec nich selektywna i skoordynowana z wytycznymi Unii Europejskiej. ,,Sztuką nie jest przyjąć tych ludzi i płacić im zasiłki. Musimy się zastanowić, w jaki sposób zadbać o ich edukację, by w niedługim czasie stworzyć z nich wyspecjalizowaną kadrę przydatną polskiej gospodarce" - podkreśla ekspert. Mogliby oni pracować np. w prostych zawodach - jak murarz, hydraulik, cieśla - których przedstawicieli w Polsce brakuje.
MP, KK
dostarczył infoWire.pl