Szybki wzrost i spora doza niepewności

Szybki wzrost i spora doza niepewności

Raport Wprost - Siła Polskiej Gospodarki cz. III
Raport Wprost - Siła Polskiej Gospodarki cz. IIIŹródło:Wprost
Polska gospodarka jest 6. w UE pod względem udziału w PKB, ale nasz PKB to niecałe 4 proc. unijnego. Dla porównania: Niemcy odpowiadają za 25 proc. I to od nich jesteśmy mocno uzależnieni, a kryzys za Odrą może oznaczać kryzys nad Wisłą. Polski PKB w I kw. br. urósł rok do roku o 8,5 proc. Jednocześnie mamy jeden z najwyższych wskaźników inflacji, niepewność energetyczną i kryzys na rynku nieruchomości. To jak jest w gospodarce? Dobrze czy źle?

Edukacja ekonomiczna w Polsce leży i kwiczy – mówi bez ogródek w rozmowie z „Wprost” prof. Robert Ciborowski, ekonomista, rektor Uniwersytetu w Białymstoku. – Stąd mamy obecnie gigantyczny problem z rosnącymi ratami kredytów, a wkrótce możemy mieć też recesję na samym rynku nieruchomości – prognozuje.

Bo od sektora bankowego i budowlanego trzeba zacząć raport o stanie polskiej gospodarki. Dziś są one na skrajnie różnych pozycjach. Banki generują jedne z najwyższych w historii zysków, a deweloperka, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, zalicza dołki. A przecież do tej pory były ze sobą nierozerwalnie związane.

Wysokie zyski banków

W tym wszystkim najwięcej traci przeciętny Kowalski. Podwyżka stóp procentowych powoduje bowiem niewydolność finansową dużej części gospodarstw domowych. Aż 99 proc. kredytobiorców ma w swoich umowach z bankami zapisy o wzroście stóp procentowych przy wyższej stawce WIBOR. Czyli Polakom rosną koszty kredytów. W niektórych województwach rata kredytu na 400 tys. zł wynosi już blisko 90 proc. średniego wynagrodzenia na rękę. Najgorszym jest fakt, że kredytobiorcy, którzy niedawno zaciągnęli kredyt, praktycznie nie spłacają pożyczonego kapitału, tylko wyższe odsetki. W internecie pojawiają się więc „przelewy grozy”, które pokazują, że gros kolejnych płaconych rat wcale nie powoduje zmniejszenia zadłużenia.

Nic więc dziwnego, że sam sektor bankowy notuje rekordowe zyski. Zysk netto sektora bankowego w okresie styczeń-maj 2022 roku wyniósł 12,9 mld zł, co oznacza wzrost rok do roku o 121 proc.! To oficjalne dane Narodowego Banku Polskiego. Tylko w samym maju 2022 r. zysk netto wyniósł 3,72 mld zł.

Nadmiar pieniądza powoduje, że banki z jednej strony od razu podnoszą kwotę związaną z WIBOR-em, ale już tak chętnie nie podnoszą oprocentowania lokat. Mają pieniądze, o które nie muszą walczyć na rynku.

– Zgadzam się. Brak symetrii jest problemem – tłumaczył dr Błażej Podgórski, ekspert w dziedzinie finansów i ekonomii, wykładowca w Katedrze Finansów Akademii Leona Koźmińskiego. – Banki korzystają z sytuacji, bo popyt na kredyty jest cały czas wysoki. W takiej nierównej sytuacji na rynku powinien zadziałać nadzorca rynku, czyli KNF bądź rząd. Można stworzyć rozporządzenie lub ustawę, która zwiąże lokaty z WIBOR-em. W Hiszpanii rząd zdecydował, że kredyty długoterminowe nie mogą być sprzedawane na oprocentowanie zmienne.

I rzeczywiście rząd zamierza to zmienić. WIBOR to „stopa procentowa, po jakiej banki udzielają pożyczek innym bankom, ustalana w każdy dzień roboczy, o godz. 11:00”. Tylko że w praktyce takich transakcji na polskim rynku nie ma albo są marginalne. A więc i owa stopa jest fikcyjna i zawyżana. Stąd tak dobra kondycja sektora bankowego.

Jednocześnie zyskowność banków przekłada się na podatki, które zasilają budżet państwa. Od lat sektor bankowy jest liderem, jeśli chodzi o płatności CIT. Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że tylko w 2020 r. banki w Polsce zapłaciły łącznie około 5,7 mld zł podatku od dochodów przedsiębiorstw. Za tę kwotę można postawić trzy Stadiony Narodowe!

Recesja u deweloperów

Zupełnie inaczej ma się „budowlanka i deweloperka”. Wzrost stóp procentowych powoduje, że drastycznie zmniejsza się zdolność kredytowa Polaków. Rodzina, która zarabiała mniej więcej dwie średnie krajowe, mogła przed podwyżkami pożyczyć od banku 700 tys. zł. Dziś jest to już niecałe 400 tys.

Dlatego sprzedaż mieszkań w drugim kwartale 2022 r. przez giełdowych deweloperów spadła aż o 43 proc. – podaje twarde dane Biuro Maklerskie Pekao.

A i tak giełdowi deweloperzy radzą sobie lepiej, bo u mniejszych podmiotów spadki dochodzą do ponad połowy dotychczasowej sprzedaży.

Stało się więc coś, co było w Polsce niespotykane, odkąd weszliśmy do Unii Europejskiej. Zaczęły spadać ceny mieszkań. Według najnowszej analizy przeprowadzonej przez Morizon, już drugi miesiąc z rzędu indeks cen mieszkań odnotowuje spadek.

Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, nie mają jednak wątpliwości. Ten trend spowodowany jest większymi kosztami samej budowy oraz brakiem dostępności kredytu. Jednak w Polsce jeszcze przed wojną w Ukrainie brakowało ok. 2 mln mieszkań. A dodajmy do tego 2 mln uchodźców z Ukrainy, którzy również gdzieś muszą żyć.

– To, że ograniczono zakupy, nie oznacza, że ludzie nie potrzebują własnego M-3. Oni po prostu nie mają zdolności kredytowej. Czyli kolejny rok spędzą, albo wynajmując mieszkanie, albo mieszkając z rodzicami – uważa prof. Ciborowski.

Stabilizacja w budownictwie

Kolejną branżą, która przestała spektakularnie podnosić ceny, jest właśnie „budowlanka”. Spadają ceny styropianu. Stal nie jest już towarem luksusowym, który zdobywa się po znajomości. Bloczki ceramiczne w składzie budowlanym też stają się w miarę normalnym widokiem. Co nie zmienia faktu, że ci, którzy stawiają własny dom lub wykończają mieszkanie, nie łapią się za głowę. Na średniej klasy stolarza, który zrobi nam kuchnię, trzeba czekać czasami nawet rok. Ci z górnej półki nie podają już wolnych terminów.

I najważniejsze. To, że kwoty przestały rosnąć jak na drożdżach, nie oznacza, że będzie znów tanio. Ceny materiałów w czerwcu – oczywiście uśredniając – wzrosły o jedną trzecią w stosunku do czerwca 2021 r. Jeden z liderów rynku – PSB – nie odnotowuje już tak dynamicznych wzrostów cen, ale jeszcze w ubiegłym roku ceny materiałów termoizolacyjnych czy płyt OSB były ponaddwukrotnie wyższe w stosunku do ubiegłego roku.

Potrzebujemy pieniędzy z KPO

Branża budowlana wyhamowuje w okresach między wypłacaniem funduszy z perspektyw unijnych. A teraz mamy konflikt między UE a polskim rządem. I, abstrahując od motywów politycznych, to końcowym efektem jest brak miliardów euro, które pobudziłyby duże inwestycje i gospodarkę.

– Jeśli rząd chce szybko wydać fundusze z KPO, musi mieć struktury, które będą to monitorować. Tymczasem powiedziano nam, że instrumentów kontroli jeszcze nie ma – powiedziała ostatnio szefowa komisji kontroli budżetowej PE Monika Hohlmeier.

Mówimy o niewyobrażalnych dla nas kwotach. Na realizację zadań zapisanych w polskim Krajowym Planie Odbudowy Unia Europejska przeznaczyła 23,9 mld euro w formie dotacji i 11,5 mld euro w formie pożyczek.

– My tych pieniędzy po prostu potrzebujemy obecnie jak kania dżdżu – uważa Ciborowski.

Tym bardziej że szykują się kolejne potężne wydatki związane z transformacją energetyczną. Poza tym same dopłaty do węgla mają kosztować Skarb Państwa ponad 11 mld zł. To mniej więcej 2 proc. całego budżetu Polski. A przecież ta kwota nie zmienia naszej sytuacji w przyszłości. Na szczęście na ukończeniu jest Baltic Pipe oraz gazociągi łączące nas z Litwą i jej gazoportem oraz Słowacją. Powoduje to, że będziemy całkowicie uniezależnieni od Gazpromu.

Ale w tak dobrej sytuacji nie są już nasi zachodni sąsiedzi. Z 40 mln niemieckich gospodarstw domowych połowa jest ogrzewana gazem. Ponad 20 mln z nich - gazem rosyjskim. Kolejne fatalne informacje to fakt, że około 37 proc. importowanego gazu w Niemczech jest przeznaczone na potrzeby przemysłu, a 15 proc. zużywa przemysł chemiczny i farmaceutyczny. Czyli kluczowe gałęzie niemieckiej gospodarki.

Można oczywiście powiedzieć – co nas to obchodzi. To nie nasze problemy. Tylko prawda jest taka, że problemy Niemców są również naszymi. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego sprzedaż za zachodnią granicę stanowi blisko 29 proc. naszego eksportu, a zakupy zza Odry prawie 21 proc. importu. Nasze firmy żyją z podwykonawstwa dla niemieckich korporacji. Potężne fabryki, w tym m.in. samochodowe, są ulokowane w Polsce, bo tutaj jest tańsza siła robocza i niższe koszty produkcji. A nasz eksport na Zachód opiera się właśnie na nich. Stagnacja w Niemczech jest de facto stagnacją w Polsce.

Tak więc poza walką z naszą rodzimą inflacją, odzyskaniem pieniędzy z KPO i ustabilizowaniem energetyki musimy jeszcze trzymać kciuki za naszych sąsiadów.

Artykuł został opublikowany w 29/2022 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.