Niemcy chcą kupić rury po Nord Stream 2. Sankcje nie przeszkadzają

Niemcy chcą kupić rury po Nord Stream 2. Sankcje nie przeszkadzają

Nordstream (fot.mat.pras.Gazprom)
Nordstream (fot.mat.pras.Gazprom)
Niemiecki rząd planuje odkupić od Rosji rury, które miały być wykorzystane do budowy gazociągu Nord Stream 2. Dziennik „Die Welt” nazywa to „żartem historii”.

Jak podaje niemiecki dziennik, resort gospodarki przygotowuje się do odkupienia od Rosji rur, które miały być wykorzystane do ukończenia budowy Nord Stream 2. Teraz Niemcy chcą je wykorzystać do innych inwestycji.

Sankcje nie przeszkadzają

„Die Welt” pisze, że na drodze do takiej transakcji nie stoją żadne sankcje i może się ona odbyć zgodnie z prawem. Jak czytamy w dzienniku, negocjacje niemiecki resort gospodarki prowadzi z niewypłacalną spółką Nord Stream AG, i chce mieć absolutną pewność, że pieniądze z tej transakcji nie trafią do Rosji.

Unia Europejska nie nałożyła do tej pory żadnych bezpośrednich sankcji na Nord Stream 2 i Gazprom.

Rury po Nord Stream 2

Według informacji niemieckiego dziennika, rury, które miały posłużyć do budowy Nord Stream 2, mają teraz zostać użyte do podłączenia pływającego terminalu LNG u wybrzeży Rugii.

W planach jest budowa liczącego 37 kilometrów połączenia terminalu z nadmorskim Lubmin. Obecnie rury składowane są w tym regionie, co znacznie zmniejszyłoby koszty transportu.

Zniszczenie Nord Stream

Przypomnijmy, że 26 września zeszłego roku sejsmografy odnotowały kilka potężnych eksplozji w miejscu przebiegu dwóch nitek gazociągu Nord Stream. W sumie na gazociągach Nord Stream 1 i Nord Stream 2 odkryto cztery wycieki. Prezydent Rosji Władimir Putin zaprzeczył, że jego kraj ma z tym coś wspólnego. Jako głównych beneficjentów sabotażu gazociągu wskazał Polskę, Ukrainę i USA.

Według informatorów agencji Reutera uszkodzone nitki gazociągu Nord Stream mają zostać w najbliższym czasie uszczelnione i zakonserwowane. Naprawiane, przynajmniej na razie, nie będą, choć rosyjski Gazprom twierdzi, że jest to technicznie możliwe.

Według „New York Times”, za przeprowadzonym jesienią zeszłego roku sabotażem na gazociąg Nord Stream stoi „proukraińska grupa”. Dziennik powołuje się na amerykańskich urzędników, którzy mieli dostęp do nowo pozyskanych informacji. W skład grupy mogli wchodzić zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie, przeciwnicy reżimu Władimira Putina.

Amerykańska gazeta zaznacza, że nie ma dowodów na to, by prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski lub ktoś z najwyższego dowództwa wojskowego był zaangażowany w operację. Nie ma również dowodów, by sabotażyści działali na polecenie Kijowa. To oznacza, że jeśli „proukraińska grupa” organizowała działania, to bez instrukcji ukraińskich władz. – Materiały wybuchowe zostały najprawdopodobniej podłożone z pomocą doświadczonych nurków, którzy nie pracowali dla wojska ani służb wywiadowczych. Możliwe jednak, że przeszli w przeszłości specjalne szkolenie rządowe – pisze dziennik.

Amerykańscy urzędnicy odmówili jednocześnie ujawnienia charakteru danych wywiadowczych, sposobu ich pozyskania ani jakichkolwiek szczegółów dotyczących wagi zawartych w nich dowodów.

Czytaj też:
Pieskow narzeka na śledztwo ws. Nord Stream. „Nadal nie jesteśmy dopuszczeni”
Czytaj też:
Gazowa apokalipsa się nie sprawdziła. Czy to koniec wysokich rachunków za energię?

Źródło: Die Welt