– Jeżeli mamy inflację na poziomie blisko siedmiu procent, to znaczy, że w listopadzie płaciliśmy przeciętnie za wszystkie dobra, które kupowaliśmy, o siedem, prawie siedem, 6,6 procenta więcej, więc trudno mówić o tym, że mamy tanie święta – powiedziała w programie "Fakty po Faktach" na antenie TVN doktor Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z wydziału ekonomicznego UW i Towarzystwa Ekonomistów Polskich.
Drenaż portfeli
Ekonomiści zwracają uwagę na fakt, że z inflacją zmagamy się od dłuższego czasu, przez co jej wyniszczające dla domowych budżetów skutki są bardziej dotkliwe.
– Odczuwamy ją właśnie bardziej przez to, że przez tak długi czas już ona trwa. Czyli krótko mówiąc, nasze portfele zostały już wydrenowane, nasze zasoby już zostały wydrenowane. W związku z tym teraz nawet stosunkowo niska jest bardzo dokuczliwa – powiedział Kazimierz Krupa, publicysta ekonomiczny z Kancelarii Drawbridge na antenie TVN.
Inflacja już nie spada
Z najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) wynika, że inflacja w grudniu wyniosła 6,6 proc., czyli tyle samo co w listopadzie. Po raz pierwszy od marca inflacja nie spadła w ujęciu miesiąc do miesiąca. W lutym tego roku odnotowano rekordowe 18,4 proc., od marca do listopada inflacja spadała co miesiąc średnio o 1,4 punktu proc.
Wyhamowanie trendu spadku inflacji – jak zauważa dziennik – było spowodowane m.in. wzrostem cen paliw, spowodowanym wycofaniem się Orlenu z obniżki cen przed wyborami parlamentarnymi oraz w związku ze wzrostem cen żywności i napojów bezalkoholowych, które podrożały o 0,9 proc., a rok do roku o 7,3 proc.
Czytaj też:
Inflacja w USA pod kontrolą. Jest kolejny spadekCzytaj też:
Chińska gospodarka nie wyjdzie z kryzysu. Są najnowsze prognozy