Koncern General Motors nie ukrywa już tego, z jak trudną sytuacją mierzy się z powodu strajku pracowników swojej fabryki. Firma ostrzegła inwestorów, że skutki tych działań są trudne do przewidzenia.
Strajki w USA
Strajk, który rozpoczął się 15 września, jest pierwszą w historii tak skoordynowaną akcją. Jednocześnie protest rozpoczęły bowiem załogi trzech fabryk, należących do trzech różnych koncernów. Dotknęło to Forda, Stellantis (właściciel Chryslera) i General Motors.
W czasie rozmów z koncernami pracownicy General Motors usłyszeli, że mogą dostać podwyżki w wysokości 20 proc. Zarząd Stellantis obiecał wzrost wynagrodzeń o 17,5 proc. Nie wiadomo, o jakich kwotach ze związkowcami rozmawiali przedstawiciele Forda, ale to właśnie prezes najstarszego koncernu motoryzacyjnego najgłośniej komentował sprawę w mediach.
– Gdyby propozycja związkowców już działała, to firma, zamiast zarobić w latach 2019-2022 30 miliardów dolarów, straciłaby 15 miliardów i musiała ogłosić bankructwo – powiedział. W odpowiedzi na te słowa szef związkowców przypomniał, że prezes Forda zarobił w zeszłym roku 21 milionów dolarów.
Straty liczone w setkach milionów dolarów
Nowe informacje podał koncern General Motors, który w komunikacie do inwestorów przyznał, że każdy tydzień strajku, w którym łącznie bierze już udział ponad 45 tysięcy osób, kosztuje firmę około 200 milionów dolarów straty. Łącznie wskazano inwestorom, że do dziś strajk od swojego początku kosztował firmę już około 800 milionów dolarów.
Co ciekawe, zarząd odmówił odpowiedzi na pytanie o to kiedy ich zdaniem protest może się zakończyć. Władze koncernu stwierdziły, że strajk jest „nieodpowiedzialny i nieracjonalny”. Zaapelowali także do protestujących, „że już czas to zakończyć”.
Czytaj też:
Aktywiści zablokowali wejście do londyńskiego banku. Wśród nich Greta ThunbergCzytaj też:
Kolejny protest diagnostów. Rządzący są głusi na ich postulaty