Pojazdy elektryczne Tesli są zbyt drogie w naprawie. Producenci samochodów i ubezpieczyciele rozwiązują ten problem na różne sposoby – informuje Reuters.
Elon Musk osobiście zaangażował się w rozwiązanie problemu
Sprawa stała się na tyle poważna, że osobiście zaangażował się w nią dyrektor naczelny firmy Elon Musk. Miliarder podjął już pierwsze decyzje, Tesla wprowadza zmiany w projekcie i oprogramowaniu swoich pojazdów. Wszystko po to, by obniżyć koszty napraw i składki ubezpieczeniowej.
Agencja opisuje nietypowe przypadki, w jaki sposób reagowały firmy ubezpieczeniowe, kiedy dochodziło do wypadków i konieczności napraw samochodów elektrycznych. Modele Y o niskim przebiegu, które uległy kolizji były wysyłane na aukcje powypadkowe. Powód? Ubezpieczyciele uznawali, że naprawa wielu z nich jest zbyt kosztowna.
Elon Musk twierdzi, że składki ubezpieczycieli były zbyt wysokie
Zdaniem Elona Muska składki od zewnętrznych firm ubezpieczeniowych „w niektórych przypadkach były nieracjonalnie wysokie”. Dział ubezpieczeniowy producenta pojazdów elektrycznych wywiera presję na tych przewoźników, oferując niższe stawki właścicielom Tesli.
– Chcemy zminimalizować koszty naprawy Tesli w przypadku kolizji, powołując się na zmiany w projekcie pojazdu i oprogramowaniu – powiedział Musk w telefonicznej rozmowie z agencją.
– To niezwykłe, jak niewielkie zmiany w projekcie zderzaka i dostarczaniu części zamiennych potrzebnych do naprawy powypadkowej mają ogromny wpływ na koszt naprawy – dodał. Jego zdaniem większość wypadków to tak naprawdę drobne stłuczki, dotyczą m.in. uszkodzonych błotników lub porysowanych boków samochodu.
Kosztowne naprawy pojazdów nie zniechęciły jednak klientów, popyt na elektryczne samochody nie słabnie. Zdaniem szefa Tesli znacznie wyprzedza możliwości produkcyjne firmy.
Wypadki aut elektrycznych. Niewielka stłuczka i auto trafia na aukcję
Z analizy agencji wyłania się nieco inny obraz. Dziennikarze Reutersa sprawdzili dane dotyczące rozbitych Tesli o niskim przebiegu, które pojawiają się na aukcjach. „Z ponad 120 Modeli Y, które uczestniczyły w kolizjach, a następnie zostały wystawione na aukcjach w grudniu zeszłego roku i na początku stycznia zdecydowana większość elektrycznych aut miała na liczniku mniej niż 10 tys. mil” – tak wynika z danych, jakie zgromadziły Copart i IAA – dwa największe domy aukcyjne w Stanach Zjednoczonych.
Z raportu wynika także, że ceny detaliczne tych samochodów wahały się od około 60 tys. do ponad 80 tys. dolarów. Na aukcjach firm odnotowuje się dokładne kolizje m.in. czy pojazdy brały udział w kolizjach czołowych, miały uszkodzony tył lub boki auta. Oferty zawierają też zdjęcia każdego pojazdu po wypadku. Jednak wykazy nie ujawniają szczegółowych informacji na temat rodzaju poniesionych szkód.
Samochody elektryczne. Nie opłaca się naprawiać, lepiej sprzedać
Co robią firmy ubezpieczeniowe? Zazwyczaj „sumują” pojazd, czyli decydują się na jego złomowanie i zwrot kosztów właścicielowi, gdy szacowany koszt naprawy zostanie uznany za zbyt wysoki. Ale to nie wszystko.
Jak wynika z raportu w niektórych przypadkach wykazy domu aukcyjnego Copart zawierały nazwy firm ubezpieczeniowych, które odkupiły rozbite pojazdy, a następnie wystawiły je na aukcjach. Z takiej opcji korzystały m.in. State Farm, Geico, Progressive i Farmers.
Firmy ubezpieczeniowe, z którymi skontaktował się Reuters, odmówiły komentarza lub zaznaczyły, że udzielą odpowiedzi w późniejszym terminie.
Czytaj też:
Są miejsca, gdzie elektryki nie wjadą. Norwegowie jasno stawiają graniceCzytaj też:
Tesla oszczędza na hamulcach. Tak obniża ceny samochodów