Odchodząc z rządu, Jarosław Gowin rozrysował czarne scenariusze dla polskiego budżetu. Powiedział – a nie jest w swojej opinii odosobniony – że gdy w 2023 r., ponownie zaczną obowiązywać wszystkie polskie i unijne bezpieczniki dotyczące nadmiernego, Polska może nie zmieścić się w akceptowanych granicach. A wtedy konieczne będą cięcia (być może na pierwszy ogień pójdą jakieś transfery społeczne) albo podniesienie podatków – ostrzega „Rzeczpospolita”.
Tylko w tym roku deficyt sektora finansów publicznych może sięgnąć 4–5 proc. PKB, czyli grubo ponad unijny limit wyznaczony na 3 proc.
Już przed pandemią mieliśmy jeden z najwyższych w UE deficytów
Sławomir Dudek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju uważa, że Polska może przekroczyć bezpieczniki nawet o kilkadziesiąt miliardów złotych. Jego zdaniem winę ponosi rząd, który kontynuuje politykę wysokich wydatków publicznych finansowanych z długu, choć gospodarka nie potrzebuje już tak dużego popandemicznego impulsu. – Komisja Europejska może stracić do nas cierpliwość i przestać tolerować wysoki, jeden z najwyższych w UE jeszcze przed pandemią, deficyt strukturalny, nakazując szybkie dostosowania – uważa Dudek.
O odniesienie się do tego czarnego scenariusza zostało poproszone Ministerstwo Finansów. Przyznaje, że w 2023 r. będziemy wracać do unijnych i krajowych reguł fiskalnych. Przekonuje jednak, że dla Polski nie jest to groźne, ponieważ nasze finanse są na ścieżce redukcji zadłużania i deficytu, m.in. dzięki wzrostowi gospodarczemu.
Piotr Bielski, główny ekonomista Santander Bank Polska, przyznał, że takie wariant jest możliwy, ale tylko pod warunkiem, że rząd nie będzie już proponował nowych wydatków np. w ramach nadchodzącej kampanii wyborczej.
Czytaj też:
Wieszczą historyczną podwyżkę podatków. Czy rząd wysłucha ekspertów?