W zeszłym roku australijski start-up opracował sposób "parzenia" sztucznego mleka. Przedstawiciele firmy Eden Brew twierdzili wówczas, że ich produkt, powstał sposób naśladujący naturalny proces fermentacji zachodzący u krów.
Sztuczne mleko z labolatorium ma taki smak i wartości odżywcze jak tradycyjne mleko
Mleko niezwierzęce swoim smakiem czy wartościami odżywczymi nie będzie różniło się od tradycyjnego mleka. Obecnie Eden Brew pracuje nad uprzemysłowieniem tego procesu. Już sama zapowiedź nowego produktu została z entuzjazmem przyjęta przez osoby z nietolerancją laktozy.
Dużym zainteresowaniem klientów cieszy się także mleko z fasoli, które produkuje polski start-up. Na uwagę zasługują również ambitne plany i roślinna przyszłość, o jakiej mówią dwie kreatywne polskie dietetyczki: Katarzyna Siczek i Pola Barros.
Dwie dietetyczki chcą zawojować rynek sprzedaży. Oferują produkty mleczne z fasoli
Współwłaścicielki firmy "It's bean!" chcą swoimi produktami zawojować duże sieci handlowe. To alternatywy nabiału na bazie polskiej fasoli „Jaś”. „Wiemy, że kluczem do tego, żeby jak najwięcej osób mogło spożywać nasze produkty, jest ich duża dostępność” — mówiła Katarzyna Siczek w reportażu „Posłuchaj wegańskich biznesów”.
Z kolei Paulina Barros, druga współzałożycielka „It's bean!” twierdzi, że produkty nabiałowe i roślinne będą wkrótce stały obok siebie na sklepowych półkach. Jej zdaniem potrzebna jest jeszcze zmiana naszej mentalności przy wyborze produktów.
Menu stołówek i kawiarni do zmiany. Pierwsze produkty pochodzenia roślinnego
Można to osiągnąć przez zmianę pierwszego wyboru żywności w menu stołówek czy kawiarni na produkty roślinne. „To mogłoby dużo zmienić w najbliższych latach” — stwierdziła dietetyczka.
Za kilka lat wszystko ma wyglądać inaczej. Fasolowa mleczarnia, o której mówią kobiety wraz z całą gamą roślinnych produktów z fasoli, może zrewolucjonizować rynek sprzedaży. Ma powstać już za pięć lat. Plany są bardzo ambitne, ale dietetyczki już nie jeden raz pokazały, że krok za krokiem dokonują istotnych zmian. Dziś oferują pierwsze na świecie jogurty i mleko z fasoli.
Nie było gotowych rozwiązań. Wszystko robiły metodą prób i błędów
Na razie pokonują kolejne przeszkody od czasu kiedy weszły na nieznany grunt. Nie było wówczas ani sprawdzonych odpowiedzi, ani gotowych metod. Wszystko robiły na zasadzie licznych prób i błędów. Ich pierwszym wyzwaniem było stworzenie odpowiedniej technologii dla nowego produktu.
– Nie ma na ten moment gotowych rozwiązań dedykowanych pod tego typu produkty. Naszą technologię produkcji musiałyśmy złożyć z kilku innych, co nie było prostym rozwiązaniem, bo nikt nie znał tego produktu. Nikt do końca nie wiedział, jak powinno to wyglądać — twierdzą zgodnie współwłaścicielki firmy.
Mleko to mleko i taką powinno mieć nazwę. Nikt nie kupi fermentowanego produktu
Kolejnym wyzwaniem był problem dostaw ze względu na określone minima logistyczne. A skala produkcji ma wpływ na cenę artykułów. Dalsze obniżenie cen produktów roślinnych sprawi, że więcej osób będzie je nabywać.
Kolejny problem związany jest z nazewnictwem produktów roślinnych. – Cały czas nie możemy nazwać mleka z fasoli „mlekiem z fasoli” czy roślinnego sera – „serem”, ani nawet w żaden sposób, który wskazywałby na jakieś podobieństwo z tymi produktami — zaznacza Barros.
Problem nie jest błahy, gdyż nazwanie mleka „fermentowanym produktem na bazie fasoli” nie zwiększy zainteresowanie artykułami pochodzenia roślinnego wśród klientów.
Czytaj też:
Shrinkflacja. Zagraniczne media dostrzegły problem w polskich sklepachCzytaj też:
Promocyjne ceny masła to dumping? Mleczarze krytycznie o handlowcach