Wczoraj pisaliśmy o tym, że przy uwzględnieniu wszystkich danych makroekonomicznych, waloryzacja rent i emerytur powinna wynieść 5,7 proc. To poniżej inflacji i poniżej oczekiwań zainteresowanych.
Tyle wskazuje matematyka. Ostateczną wysokość waloryzacji ustali w rozporządzeniu minister rodziny, która może podnieść ten wskaźnik powyżej poziomu waloryzacji. Minimalny wskaźnik wynika z uwzględnienia dwóch elementów: inflacji w gospodarstwach emeryckich (czyli podwyżki cen towarów, które kupują emeryci) i realnego wzrostu płac (czyli podwyżek, które dostają pracownicy). W środę GUS podał dane o wzroście płac, więc minister ma już komplet informacji, by ogłosić waloryzację.
Waloryzacja emerytur. Będzie więcej niż minimum
„Rzeczpospolita” dowiedziała się, że podwyżki dla emerytów i rencistów będą większe, niż wynika to z opublikowanych w środę danych GUS o przeciętnym wzroście wynagrodzeń w zeszłym roku.
To co wiadomo na pewno, to że będzie to operacja kosztowna dla budżetu. Waloryzacja o ustawowy wskaźnik, jak szacuje rząd, to wydatek 12 mld zł rocznie. Natomiast każdy kolejny punkt procentowy podwyżki wskaźnika waloryzacji świadczeń będzie kosztował finanse publiczne przeszło 2 mld zł rocznie.
Choć styczniowa inflacja przekroczy 9 proc. (GUS poda dane na ten temat 15 lutego), to mimo wszystko dzięki waloryzacji i podwyżkom wynikającym z Polskiego Ładu, wzrosnąć powinna siła nabywcza świadczeń, jaką otrzymuje większość emerytów i rencistów.
– Zakładając nawet wariant podstawowy, że waloryzacja wyniesie tylko ustawowe minimum, czyli 5,7 proc., a inflacja pozostanie pod względną kontrolą i wyniesie średnio 7,4 proc. rocznie, realnie wzrośnie siła nabywcza świadczeń od 1300 zł do ok. 3400 zł brutto, czyli wypłaty większości emerytów i rencistów, pomimo inflacji – powiedział w rozmowie z „Rz” Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Czytaj też:
Waloryzacja emerytur. Minister Maląg zdradziła, kiedy poznamy szczegóły