W wielu przypadkach zaciągnięcie kredytu poprzedzone jest przynajmniej kilkuletnim zbieraniem pieniędzy na wkład własny. Młodzi ludzie mają do wyboru dwie opcje, chcąc wyprowadzić się od rodziców i zacząć mieszkać na swoim. Pierwszą jest wynajem mieszkania (a częściej pokoju), a drugą kredyt hipoteczny. Trzeciej nawet tu nie uwzględniamy, bowiem kogo, dopiero wchodzącego w dorosłość, stać na kupno mieszkania „z miejsca”? Wydatek rzędu kilkuset tysięcy złotych, nawet w mniejszym mieście, na najbardziej podstawową potrzebę jaką jest mieszkanie, to absolutna abstrakcja.
Lata wyrzeczeń
Wkład własny do kredytu hipotecznego to zwykle 20 proc. wartości nieruchomości. Oznacza to, że jeśli mieszkanie kosztuje 300 tys. zł, to musimy uzbierać 60 tys. zł, natomiast jeśli mieszkanie kosztuje 500 tys. zł, to do uskładania mamy aż 100 tys. zł. Kilka, czasami kilkanaście lat oszczędzania, odmawianie sobie wakacji, nowego samochodu, roweru czy laptopa. Do tego walka o umowę na czas nieokreślony w pracy, którą nie zawsze się lubi, ale w przypadku zmiany pracodawcy do umowy na czas nieokreślony będzie jeszcze dalej. Wtedy widmo uzyskania kredytu na wymarzone M oddala się jeszcze bardziej. To wszystko w sytuacji, gdy mamy ponad 30 lat, wciąż mieszkamy z rodzicami i nie możemy rozwinąć skrzydeł we własnym życiu.