Były premier Jerzy Buzek powiedział w rozmowie z „Rzeczpospolitą”,że polskie władze nie mają racji, gdy całą winę za rosnące ceny energii przerzucają na politykę klimatyczną Unii Europejskiej. Przypomniał, że w 2007 rokuprezydent Lech Kaczyński i premier Jarosław Kaczyński nie wetowali na szczycie Rady Europejskiej pierwszego unijnego pakietu klimatycznego, znanego potem pod nazwą „3x20". – I żeby była jasność: postąpili słusznie, choć ich własny obóz polityczny do dziś strasznie się tej decyzji wstydzi – powiedział poseł do Parlamentu Europejskiego.
Jerzy Buzek wskazuje na zaniedbania rządu
Buzek zwrócił uwagę, że wiele krajów europejskich podjęły działania, które dziś procentują tańszą energią.
– Postawiły na szybki rozwój energetyki odnawialnej, zdecydowane odchodzenie od węgla, niektórzy – na atom. My ten czas zmarnowaliśmy, a ostatnie siedem lat to już głównie dramatyczne cofanie się. Najlepszy przykład – ustawa odległościowa przekreślająca rozwój lądowej energetyki wiatrowej. Zamiast odpowiedzialnie wychodzić z węgla, rządzący nieodpowiedzialnie opowiadali, że mamy go na 200 lat. Stracono czas i ogromne środki wpływające cały czas do polskiego budżetu: z samego systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2 (EU ETS) było to minimum 60 mld zł, z czego 28 mld zł tylko w 2021 r. – powiedział.
Poprawka w sprawie ETS
Były premier zgłosił w Parlamencie Europejskim poprawkę dotyczącą krytykowanego przez rząd Mateusza Morawieckiego systemu opłat ETS. Poprawka wyklucza instytucje finansowe – banki czy fundusze inwestycyjne – z tego rynku.
– Udział w nim byłby ograniczony do podmiotów, które albo – jak firmy energetyczne, ciepłownicze, energochłonne – kupują uprawnienia na własny użytek, albo w imieniu i na potrzeby tych przedsiębiorstw. Nawet bowiem jeśli system ETS odpowiada dziś w Polsce – jak wyliczyli niezawodni eksperci Forum Energii – za jedynie 23 proc. rachunku za prąd, warto przeciwdziałać ryzyku spekulacji na tym rynku, negatywnie rzutującym na ceny uprawnień – wyjaśnił.
Jerzy Buzek przytoczył dane, z których wynika, że od 2016 r. ceny uprawień wzrosły 15-krotnie i zbliżają się do 100 euro. Komisja Europejska przewidywała takie kwoty dopiero w latach 30.
Kłamstwa i przemilczenia w kampanii billboardowej
Były premier został poproszony o wypowiedzenie się na temat prowadzonej przez rząd i firmy energetyczne kampanii billboardowej, z której Polacy dowiadują się, że za 60 proc. kosztów produkcji energii odpowiada UE.Zauważył – o czym już od kilku dni mówią niezależni eksperci – że autorzy kampanii pomieszali dwa pojęcia: opłaty za rachunek i kosztów produkcji energii. W rachunku ujęte są opłaty za przesył energii, rynek mocy, akcyzę, marżę, VAT, ale również za samą produkcję energii.
– To w Polsce tyle się jej płaci, produkując prąd z węgla. Generalnie, kto emituje mniej CO2, np. stosując gaz, płaci mniej; a kto nic nie emituje – bazując na OZE czy atomie – w ogóle nic nie płaci! Ale to decyzja Polski, a nie Unii, że 70 proc. energii nadal wytwarzamy z węgla i chcemy przy nim trwać do 2049 r. – powiedział pochodzący ze Śląska europarlamentarzysta.
Zwrócił uwagę, że pieniądze ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 trafiają do polskiego budżetu, nie unijnego. – Ta kampania to najbardziej perfidna i szkodliwa inicjatywa tego typu po 1989 r., finansowana, de facto, ze środków państwowych. Nie stoi za nią żaden ważny „interes społeczny"; co najwyżej doraźny interes tych, którzy chcą zbijać kapitał polityczny na budowaniu antyunijnych nastrojów. Ta nieszczęsna żarówka symbolizuje dla mnie jedno: światło gaszone przez rząd PiS dla Polski, Polek i Polaków w Unii. Nie pozwólmy na to.
Czytaj też:
Pandemia uderzyła w kieszenie Polaków. Wiadomo, które opłaty najczęściej odwlekamy