Wyobraźmy sobie piekarnię, zatrudniającą 12 pracowników w systemie zmianowym. Odczuwający boleśnie skutki inflacji piekarze postanowili zgodnie wystąpić do szefa o podwyżki, mimo że ostanie były w styczniu tego roku. Domagają się 15-procentowego wzrostu wynagrodzeń, bo tak to sobie w dniu wolnym, przy piwie, wyliczyli.
Szef nie lubi dawać podwyżek, ale musi dać. Piekarzy na rynku pracy brakuje, tych co u niego pracują trudno jest więc zastąpić. Żeby piekarnia wyszła na swoje, szef musiał jednak podnieść ceny pieczywa. Na nowe, wyższe ceny oburzają się klienci, a wśród nich rodziny, znajomi i sąsiedzi piekarzy. I też kombinują, jak w swoich zakładach pracy wyrwać od szefów podwyżkę. Argument maja mocny: wszystko zdrożało, nawet pieczywo.
I tak presja płacowa w połączeniu z płytkim rynkiem pracy napędza nam wzrost cen.
Co prawda, od trzech miesięcy ceny się ustabilizowały, ale pojawiły się nowe zagrożenia.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.