Zafunduj emeryturę górnikowi

Zafunduj emeryturę górnikowi

Dodano:   /  Zmieniono: 
53 procent Polaków chce, aby ci, którzy nas żywią (rolnicy), bronią (wojsko i policja) i ogrzewają (górnicy) otrzymywali emerytury na warunkach lepszych niż cała reszta śmiertelników. Wyniki tego sondażu szczerze mnie ujęły, bo są rzadkim wyrazem altruistycznej woli odejmowania sobie chleba od ust i podsuwania go innym. Obawiam się jednak, że te 53 procent Polaków nie do końca wie, skąd biorą się przywileje emerytalne i jakie są ich konsekwencje dla ogółu społeczeństwa.
Podobno pierwsza lekcja ekonomii, jaką powinien przerobić każdy rządzący zamyka się w jednym zdaniu: nie ma czegoś takiego jak darmowa miska zupy. Osobiście grupę tych, którzy taki błyskawiczny kurs ekonomii powinni przejść poszerzyłbym o całą resztę Polaków. Mam bowiem dziwne przeświadczenie, że kiedy Polacy mówią przywilejom „tak" myślą sobie w ten sposób: czemu nie dać, górnicy ciężko pracują, nauczyciele użerają się z naszymi bachorami, żołnierze walczą o demokrację na świecie – a odpalmy im te parę złotych. Ze swojego przecież nie płacimy…

Tak naprawdę najważniejsza jest ta ostatnia myśl. Póki nikt nie nakłada na nas „podatku emerytalnego" i nie zmusza do odpalania kilku procent pensji co miesiąc na utrzymanie jakiegoś emerytowanego 35-letniego majora wojska polskiego Jana Kowalskiego, który „narażał życie" widząc pistolet na strzelnicy, a Afganistan oglądał tylko w „Wiadomościach” za co po 15 latach pracy (wliczając w to 4 lata Szkoły Oficerskiej, więc de facto po 11 latach) dostaje półtora tysiąca złotych emerytury (i to tylko dlatego, że nie chciało mu się dalej pracować – zostałby w wojsku jeszcze 15 lat dostawałby dwa razy tyle, gdyż po 15 latach otrzymuje „zaledwie” 40 procent ostatniej pensji, a po 28 i pół roku już 75 procent) wszystko jest w porządku. Skoro nie płacimy ze swoich, to czemu rodakom ma się nie żyć lepiej?

Problem polega jednak na tym, że płacimy ze swoich. A dokładniej ze składek, które odkładamy na nasze emerytury, tudzież podatków, które uczciwie płacimy licząc na to, że rząd wybuduje za nie autostrady. Tymczasem w 2010 roku rząd dopłaci do emerytalnego biznesu 25 miliardów złotych, a kwota ta z każdym rokiem rośnie w oszałamiającym tempie. Kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci, społeczeństwo – jak przekonywał inżynier Mamoń z kultowego „Rejsu". Niestety kiedy już zrozumiemy, że za to płacimy, może być za późno. Żołnierz czy górnik mający prawo do wcześniejszej emerytury może ją jeszcze zobaczy. My pracując na emeryturę do ustawowych 65 lat mamy znacznie większe szanse doczekać podniesienia wieku emerytalnego do 90 niż otrzymania godnego świadczenia z ZUS. Po prostu ZUS dziś, z naszych składek finansuje rozmaitych uprzywilejowanych, by gdy przyjdzie nasza kolej rozłożyć ręce i powiedzieć: przepraszamy, kasa jest pusta.

Zwolennicy systemu przywilejów emerytalnych żachną się w tym momencie i z politowaniem popatrzą na ten tekst mówiąc: łatwo mu mówić, siedzi sobie za biurkiem, stuka w klawisze, a górnik zasuwa pod ziemią. Jakby górnik stukał w klawisze to też mógłby to robić do zgonu. Bardzo piękny argument. Jest tylko jeden szkopuł – ani mnie, ani górnika nikt nie zmuszał do wykonywania tego konkretnego zawodu. Mógł Jan Kowalski być dziennikarzem, a nie górnikiem, żołnierzem czy nauczycielem? Mógł. Wybrał inaczej? Ok – jego sprawa. Tylko dlaczego my mamy go jeszcze za to nagradzać?

Na koniec taka mała scenka z życia. Koło mojego bloku jest niewielki sklep warzywniczy, prowadzony przez sympatyczne, starsze małżeństwo. Kiedyś przebierając w jabłkach wdałem się z nimi w dialog na temat ich pracy. Okazało się, że aby prowadząc własny biznes wypracować średnią krajową pracują od 12 do 14 godzin na dobę. Pobudka o 3 rano – i wyjazd po świeże warzywa. Potem rozłożenie towaru przed siódmą, kiedy otwierają. Następnie praca do 20 i jeszcze posprzątanie całego interesu do 22. Za 3 tysiące złotych po odliczeniu podatków. I jakoś nikt im za to nie oferuje emerytury po 15 latach. Najwyraźniej można pracować ciężko i długo.