Główny ekonomista BCC prof. Stanisław Gomułka uważa jednak, że w tej chwili nie ma jeszcze takiej konieczności. Gomułka zwrócił uwagę, że większość banków centralnych na świecie ciągle wstrzymuje się z taką decyzją. Poza tym w Polsce stopy są wyższe niż w wielu krajach europejskich. - Zbyt wczesne podniesienie stóp procentowych w Polsce spowodowałoby przyspieszenie umacniania się złotego - ostrzegł Gomułka. Zwrócił uwagę, że złoty i tak będzie się umacniał, co ogranicza presję inflacyjną. Świat wychodzi bowiem z kryzysu, a kapitał wraca na rynki wschodzące. Argumentem za powstrzymaniem się od podwyższania stóp procentowych jest także sytuacja na rynku pracy. Według niego nie należy oczekiwać znacznego zmniejszenia bezrobocia, w związku z tym nie będzie presji na wzrost płac. - Sytuacja na rynku walutowym i rynku pracy jest, i przez najbliższy rok będzie, dość komfortowa z punktu widzenia inflacji. Nie mamy ani presji płacowej, ani zagrożeń dla kursu złotego - powiedział Gomułka.
Także główny ekonomista PricewatehouseCoopers prof. Witold Orłowski nie dostrzega argumentów za podwyżką. Według niego opinie, że inflacja wymyka się spod kontroli są histeryczne i przedwczesne. - Nie widzę śladu spirali cenowo płacowej, żadnych bezpośrednich powodów do podnoszenia stóp procentowych. Co nie znaczy, że nie należy się przyglądać sytuacji. Taka decyzja powinna być podejmowana bardzo ostrożnie - ocenił. Jego zdaniem dalsze wzmocnienie złotego będzie odgrywać podobną rolę, jak podniesienie stóp procentowych. Z kolei wzrost stóp mógłby prowadzić do dalszej aprecjacji złotego. - Powinno nam zależeć na tym, aby złoty się zbyt szybko nie wzmacniał - ocenił Orłowski. Ekonomista przekonuje, że ewentualna podwyżka nie wpłynęłaby na oprocentowanie depozytów, choć ceny kredytów mogłyby iść w górę. Tańsze waluty mogłyby natomiast ucieszyć tych, którzy wydają pieniądze na artykuły importowane, czy spędzają wakacje za granicą. - Z drugiej strony mocny złoty oznaczałby wolniejszą poprawę sytuacji na rynku pracy - zaznaczył.
Według byłego członka RPP prof. Dariusza Filara w tej chwili widoczne są argumenty zarówno "jastrzębie i gołębie". Filar jest jednak zwolennikiem podniesienia głównej stopy o 50 punktów bazowych. - Gdybym był w Radzie, podniósłbym stopy, sygnalizując wyraźnie, że to działanie wyprzedzające, z myślą o roku 2012 i jednorazowe, aby nie tworzyć poczucia, że to początek długiego cyklu wędrowania stóp w górę - powiedział były członek RPP. W jego opinii RPP już zaczęła zacieśniać politykę pieniężną, bowiem na ostatnim posiedzeniu podniosła stopę rezerwy obowiązkowej dla banków. Decyzja ta ogranicza środki, które banki mogą przeznaczyć na akcje kredytową.
Filar dostrzega niebezpieczeństwo w tym, że wzrost cen konsumpcyjnych spowoduje, iż pracownicy zaczną się domagać podwyżek. To przełożyłoby się na presję inflacyjną. Profesor wskazał też na projekcję inflacji NBP, zgodnie z którą będzie ona wzrastać. Przyznał, że argumentem przeciw podwyżce jest ewentualny wzrost kursu złotego, który mógłby być efektem takiej decyzji. - W niepewnej sytuacji walutowej taki czynnik należy brać pod uwagę - powiedział.Zgodnie z tzw. centralną ścieżką projekcji inflacji i PKB, zawartą w przygotowanym przez NBP październikowym raporcie o inflacji, w 2010 r. ceny mają wzrosnąć o 2,5 proc., a w latach 2011-2012 o 3 proc. Resort finansów oszacował w ubiegłym tygodniu, że w październiku 2010 r. inflacja wyniosła 2,9 proc.
PAP, arb