Problem w tym, że terapia polegająca na wstrzykiwaniu do krwiobiegu państw trawionych kryzysem kolejnych miliardów euro na razie przynosi umiarkowane sukcesy (czytaj: nie przynosi żadnych sukcesów). Taka np. Grecja dostała już ponad 100 miliardów euro w ramach pierwszego planu pomocowego, dostaje 100 miliardów euro w ramach drugiego takiego planu – a inwestorzy nadal traktują ten kraj niczym pacjenta dotkniętego dżumą, a greckie obligacje są traktowane z podobnym szacunkiem, jakim darzy się papier toaletowy. Sytuacji nie poprawiło też niemal bilion euro, które UE zgromadziła w Europejskim Funduszu Stabilizacji Finansowej, i których (podobno) nie zawaha się użyć. Dlaczego więc 200 miliardów euro, których poszukuje dziś UE ma poprawić sytuację? – Ten mechanizm raczej zwiększany nie będzie – zapewnia minister Rostowski. Pewnie nie będzie – bo stworzy się jakiś nowy. Miliardów euro nigdy za wiele, gdy UE w niebezpieczeństwie.
Załóżmy jednak, że Polska nie kieruje się naiwną wiarą w to, iż znalezione przez nas w skarbcu NBP miliardy euro uratują Europę – ale chłodno kalkuluje: może ten biznes nie wypali, ale my pokażemy, że na Polaków w trudnych chwilach liczyć można (w odróżnieniu od tych złych Brytyjczyków, którzy nie mają przyjaciół, mają tylko narodowe interesy). Byłaby to kontynuacja pięknej tradycji Polski jako Chrystusa narodów – tym razem w wymiarze finansowym. W przeszłości zapewnialiśmy postępową Europę o naszej solidarności szablami, osłaniając np. odwrót Napoleona z Rosji – teraz sypniemy banknotami, osłaniając odwrót państw strefy euro. Piękna i romantyczna wizja, prawda?Jest tylko jedno ale – ks. Józef Poniatowski, któremu w czasach, gdy o solidarności świadczyły szable, „Bóg powierzył honor Polaków" utonął w nurtach Elstery. Z Donaldem Tuskiem i Jackiem Rostowskim, którzy są obecnie dzierżycielami naszego honoru, może „popłynąć” znacznie więcej Polaków. Tak się bowiem składa, że owe 6 miliardów euro, których pozbywa się NBP, to środki przeznaczone m.in. na stabilizowanie kursu złotówki w przypadku, gdyby ktoś – wykorzystując chaos panujący w europejskich finansach – chciał sobie dorobić na kursie naszej narodowej waluty (jak to wygląda w praktyce widzieliśmy już jakiś czas temu, gdy kurs euro szybował w kierunku 5 złotych). A takie „dorabianie” sobie na złotówce może być mordercze chociażby dla posiadaczy opcji walutowych (to też już przerabialiśmy), że o importerach towarów z Zachodu nie wspomnę.
Minister Rostowski uspokaja, że mamy przecież w MFW elastyczną linię kredytową na kwotę 30 miliardów dolarów, które zawsze można wykorzystać w celu ratowania kursu narodowej waluty. Ale jeśli tak, to może zamiast pożyczać MFW 6 miliardów euro, zaproponujmy aby Polska w ramach owej „elastycznej linii kredytowej" mogła pożyczyć tylko 20 miliardy dolarów? Chyba, że między realnymi 6 miliardami euro z polskich rezerw, a wirtualnymi (na razie) 30 miliardami dolarów z elastycznej linii kredytowej jest jednak jakaś różnica…- Gdyby sytuacja była trudna w Polsce, i my byśmy pociągnęli tą dużo większą kwotę, 30 mld dolarów, do których mam prawo w MFW, to wtedy automatycznie MFW przestanie ciągnąć w tej puli w NBP a nawet, jeżeli jakaś część tych pieniędzy była pociągnięta, mielibyśmy prawo zwrócić się z prośbą o to, żeby tamte pieniądze zwrócić do Narodowego Banku Polskiego – zapewnia minister Rostowski (rozmowa z RMF FM z 19 grudnia). Więc ja również chciałbym zapewnić, że w przypadku udzielenia mi pożyczki w wysokości miliarda złotych, „gdyby sytuacja była trudna w Polsce" daje prawo resortowi finansów do zwrócenia się do mnie z prośbą o to, żebym te pieniądze zwrócił. A ja być może nawet jakąś część zwrócę. Poza tym o ile 6 miliardów euro raczej eurogrupy nie uratuje, o tyle miliard złotych z całą pewnością uratuje mój domowy budżet. To jak – mogę podać numer konta?