Stacje benzynowe mają obowiązek informować, za pomocą specjalnych tabliczek przy kasach, że niższe ceny paliw są zasługą rządu. To wymóg wynikający wprost z przepisów. Z kolei państwowa spółka energetyczna Tauron, drugi największy dostawca prądu, nie chce dopuścić do tego, by jego klienci myśleli, że wyższe ceny prądu były wynikiem zaniedbań rządu. W korespondenci wyjaśnia im więc, że cena prądu zależy przede wszystkim od kosztów jego wytworzenia. „Głównym jego składnikiem są koszty, jakie ponosimy w związku z polityką klimatyczną Unii Europejskiej. Rosnące koszty uprawnień do emisji CO2 stanowią obecnie aż 59 proc. kosztów energii elektrycznej. Jest to jeden z najważniejszych powodów wzrostu cen energii w całej Europie”.
Do budżetu trafiło ponad 17 mld zł z tytułu sprzedaży praw do emisji CO2
Europoseł Radosław Sikorski skomentował tę narrację Tauronu i przypomniał, że Polska zarabia na sprzedaży praw do emisji CO2. O jakich rocznych zyskach mowa? Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że do końca września do budżetu trafiło z tego tytułu 17,3 mld zł. To znacznie więcej niż przez cały 2020 rok. Kiedy wpływy zamknęły się w kwocie około 12 mld zł. Pieniądze te powinny zostać przeznaczone na transformację energetyczną
– Proszę pamiętać, że pieniądze z zielonych certyfikatów nie idą do BXL (Brukseli), lecz do polskiego budżetu. A winny jest rząd, który je przejadł, zamiast wydać na modernizację energetyki – napisał Sikorski na Twitterze.
Z kolei Urząd Regulacji Energetyki informuje z kolei, że głównym powodem podwyżek są rosnące ceny energii elektrycznej na rynku hurtowym. Koszty uprawnień do emisji CO2 to czynnik znajdujący się na drugim miejscu.
Czytaj też:
Ochrona klimatu kosztem wyższych podatków za prąd. Polacy zaskakująco zgodni