Kto wie lepiej? Wszystko opiera się na założeniach wynikających z interpretacji danych, a te wczoraj ucieszyły obóz zwolenników szybszej normalizacji polityki pieniężnej. Skok sprzedaży detalicznej był największy od siedmiu miesięcy (5,3 proc. m/m), przynosząc zaskakujące odbicie po dwóch miesiącach spadków. Spory w tym udział zatwierdzenia w grudniu wypłaty czeków dla Amerykanów, z których środki bez wątpienia poszły na konsumpcję.
Ale wyższy od oczekiwań wzrost produkcji przemysłowej, w połączeniu z wysokimi odczytami indeksów PMI/ISM, pokazuje, że ożywienie ma szerzy zasięg. Uczestnicy rynku interpretują lepsze dane jako zapowiedź wyższej inflacji, która zmusi Fed do poddania się presji i redukcji ekspansji monetarnej. W efekcie dolar powinien być mocniejszy.
Kluczowa niewiadoma
Co w przyszłości zrobi Fed, jest kluczową niewiadomą. Warto jednak przeanalizować argumenty, które Fed stawia za utrzymaniem akomodacyjnej polityki jeszcze przez wiele kwartałów, jak można było wywnioskować z opublikowanych wczoraj minutek po styczniowym posiedzeniu FOMC. Po pierwsze Fed spodziewa się wzrostu inflacji, jednak będzie to wynikiem czynników tymczasowych, podczas gdy Fed chce zobaczyć trwałe nasilenie trendów inflacyjnych w dłuższym horyzoncie. Przy pandemicznych zawirowaniach, zakłóceniach podaży i wywołanych pomocą fiskalną skokach konsumpcji takiego trendu może się nie udać zaobserwować w tym roku.
Po drugie Fed troszczy się o rynek pracy, tymczasem 10 mln Amerykanów wciąż nie odzyskało zatrudnienia w porównaniu ze stanem sprzed pandemii. Po trzecie Fed uczy się na swoich błędach i z pewnością chciałby uniknąć powtórki z 2013 r., kiedy przedwczesne rozpoczęcie dyskusji o redukcji skupu aktywów doprowadziło do gwałtownego skoku rentowności obligacji i wzrostu zmienności dla rynku walutowym. Fed chce dowodów, że gospodarka jest w stanie sobie poradzić bez monetarnej pomocy i dlatego temat ograniczania QE wydaje się zamknięty na ten rok, a pierwsza podwyżka stóp procentowych jest wątpliwa przed 2023 r.
Ale rynek chce być mądrzejszy od Fed i z wyprzedzeniem dyskontuje zaostrzenie polityki pieniężnej. Ale jeśli wyższe rentowności fałszywie zwiastują zwrot w polityce Fed, będzie to oznaczać, że potencjał wzrostowy dla rynkowych stóp procentowych szybko się wyczerpie, a jednocześnie będzie zjadany wyższą inflację. Atrakcyjność odsetkowa USD pozostanie niska. W międzyczasie dolara broni lepsza postawa gospodarki USA w porównaniu np. ze strefą euro. Ale jeśli rynki dyskontują przyszłość, muszą też brać pod uwagę, że prędzej czy później wyjście covidowej zapaści czeka wszystkich i w długim terminie nie powinien to być czynnik różnicujący. W efekcie z EUR/USD nie znika filozofia podkupywania dołków po korektach, jak to ma miejsce dziś rano.
Złoty się umacnia
Złoty jest silniejszy w czwartek, a umocnienie odbywa się w akompaniamencie podobnych ruchów na forincie węgierskim i koronie czeskiej. Katalizatorem jest poranna przecena dolara na głównych rynkach przy braku zmienności na rentownościach obligacji skarbowych USA. W tle mamy komentarze z RPP. Jerzy Żyżyński uważa, że nie ma powodów do martwienia się poziomem inflacji. Z kolei Jerzy Kropiwnicki uważa, że presja inflacyjna może zmusić Radę do rozważenia podwyżki stóp procentowych w drugiej połowie roku. Te dwie wypowiedzi najlepiej opisują podział opinii w Radzie, gdzie decydujący głos będzie należał do gołębio nastawionego prezesa Glapińskiego. Brak zmian w poziomie stóp procentowych w tym roku pozostaje bazowym scenariuszem.
Czytaj też:
Brak entuzjazmu na giełdach i spadek cen złota. Inwestorzy czekają na decyzję Fed