Czterodniowy tydzień pracy przełoży się na zadowolenie pracowników? W dłuższej perspektywie - niekoniecznie

Czterodniowy tydzień pracy przełoży się na zadowolenie pracowników? W dłuższej perspektywie - niekoniecznie

Kobieta przy pracy
Kobieta przy pracy Źródło:Shutterstock / Undrey
Krótszy czas pracy, przy zachowaniu dotychczasowego wynagrodzenia, nie sprawi, że ludzie będą dużo szczęśliwsi. Trzeba też pamiętać, że tylko połowa Polaków pracuje w „standardowym” systemie, czyli osiem godzin od poniedziałku do piątku, więc mechaniczne ograniczanie czasu pracy nie w każdym przypadku zda egzamin.

„Dziennik Gazeta Prawna” zapytał ekonomistkę prof. Joannę Tyrowicz o perspektywy wprowadzenia krótszego tygodnia pracy i korzyści z takiego rozwiązania. Dyskusje na ten temat wracają dość regularnie, najczęściej pod wpływem programów pilotażowych prowadzonych w różnych krajach, regionach albo przedsiębiorstwach za granicą. Latem Donald Tusk powiedział, że jeśli wróci do władzy, to rząd zacznie przygotowywać regulacje prowadzące do wprowadzenia czterodniowego dnia pracy.

Krótszy tydzień pracy. Tak zrobili to Francuzi

Odnosząc się do tego pomysłu, profesor odniosła się do przykładu Francji, w której kilka lat temu ograniczono liczbę godzin pracujących. Joanna Tyrowicz zauważyła, że przykład Francji pokazuje, że nie ma jednego, uniwersalnego sposobu na skrócenie czasu pracy, a oczekiwania pracowników mogą mijać się z tym, w jaki sposób chce ich „uszczęśliwić” ustawodawca.

– Gdy w debacie publicznej w Polsce powrócił ostatnio temat skracania czasu pracy, synonimem stało się niemal od razu przedłużanie weekendu. Tymczasem Francuzi masowo, pomimo krótszej normy czasu pracy, nadal pracują te same 40 godzin w tygodniu, ale wydłużają sobie urlopy z wypracowanych w każdym tygodniu pięciu nadgodzin. Takie rozwiązanie zostało wynegocjowane na poziomie przedsiębiorstw, w porozumieniach zbiorowych czy na podobnych forach dialogu w firmach. I prawdopodobnie niewielu to przewidywało, ale okazało się, że Francuzi znacznie bardziej cenią sobie dłuższy urlop niż jedno wolne popołudnie w tygodniu – powiedziała.

Krótszy tydzień pracy nie musi oznaczać, że pracownicy będą szczęśliwsi

Ekonomistka wyjaśniła też, że skrócenie czasu pracy nie oznacza, że jakość życia pracowników znacząco się podnosi. Wynagrodzenie pozostanie bez zmian, chyba że korzystając z krótszych godzin pracy w jednym miejscu pracy zatrudnieni będą dorabiać gdzie indziej.

– Sporo badań o skróceniu czasu pracy daje też wątłe podstawy do tego, by sądzić, by faktycznie wzrosła radość z pracy i życia. W jednym z krajów pewien pracodawca eksperymentalnie wprowadził 30-godzinny tydzień pracy, a ponieważ była to organizacja zajmująca się sprawami społecznymi, podszedł do tego z dużą odpowiedzialnością. Zaprosił naukowców, robiono badania przed wprowadzeniem rozwiązania, w trakcie i po. Wcześniej ludzie mieli ogromne oczekiwania, jak bardzo poprawi się ich dobrostan. Ex post okazało się, że ich wielkie marzenia w ogóle się nie zrealizowały – dodała.

Dlaczego tak się stało? Pracownicy mieli ogromne nadzieje na zrobienie w darowanym czasie wolnym rzeczy, których do tej pory nie mieli możliwości podjąć. W większości przypadków tak się nie stało, a to między innymi dlatego, że ich nowy tryb pracy nie był zharmonizowany z trybem pracy innych, z którymi chcieli razem spędzać czas. – Pierwszy wniosek jest taki, że nie chodzi o samą liczbę godzin dodatkowego wolnego, ale dopasowanie tych godzin do wolnego przyjaciół czy innych członków rodziny. Jeśli każdy może wybrać swobodnie, które godziny ma wolne, to nawet jeśli uda się to skoordynować w ramach gospodarstwa domowego, to trudniej uzgodnić to z przyjaciółmi i dalszą rodziną. De facto korzyść z dodatkowych godzin nie jest więc tak duża. I tak wracamy do mądrości Francuzów: wspólne wakacje łatwiej zaplanować niż wolne popołudnia – wyjaśniła.

Połowa Polaków pracuje „niespecyficznie”

Zwróciła też uwagę, że w myśleniu o pracy Polaków wpadamy w schemat myślenia, że wszyscy pracują pięć dni w tygodniu po osiem godzin, a wolne mają w soboty i niedziele.

– Żyjemy w iluzji powszechności standardowej pracy, bo jako pojedynczy model wzorzec piątek-poniedziałek od godz. 9 do 17 jest najczęstszy, ale pracuje tak mniej niż połowa pracowników – powiedziała. A skoro tak jest, to trudno zaprojektować rozwiązanie, które w równym stopniu będzie odpowiadało na potrzeby wszystkich.

W każdej dyskusji o skróceniu tygodnia pracy pojawia się argument, że gospodarka może tego nie udźwignąć, bo przedsiębiorcy będą musieli zwiększyć zatrudnienie, by zapewnić ciągłość obsługi, a w takim kraju jak nasz – ciągle na dorobku – mogłoby to zrujnować wiele firm.

Prof. Tyrowicz jest zdania, że są oni w stanie tak zorganizować działalność, by poradzić sobie z krótszą dostępnością pracowników. – W dłuższym okresie zautomatyzują pewne procesy, w krótszym mogą zmniejszyć podaż, część z nich pewnie zdecyduje się zatrudnić więcej osób. Koszty jednostkowe wzrosną dla wszystkich, co przełoży się na wyższe ceny. Skrócenie czasu pracy nie będzie dla większości firm armagedonem, choć chwilowo sytuacja nie sprzyja dokładaniu im kolejnych problemów – powiedziała.

Balcerowicz mówi o „populistycznych bredniach”

Głos na temat skracania tygodnia pracy zabierali wcześniej także inni ekonomiści. Z dużą dezaprobatą takich propozycji wysłuchuje Leszek Balcerowicz.

– To jest niebywała populistyczna brednia, która oznaczałaby z jednej strony ograniczenie produkcji, a z drugiej podbicie inflacji, czyli spotęgowanie stagflacji w sytuacji, w której Polsce i tak ona grozi. To byłoby dolewanie benzyny do ognia – powiedział w rozmowie z Interią.

Nie tylko były szef NBP zachowuje sceptycyzm. Ci ciekawe, tylko 27,6 proc. respondentów popiera pomysł czterodniowego tygodnia pracy, natomiast 19 proc. – siedmiogodzinnego dnia pracy – wynika z sondażu SW Research przeprowadzonego na zlecenie „Rzeczpospolitej”.

„Rzeczpospolita” zapytała kilkunastu ekspertów. Zwrócili uwagę, że na tę chwilę mamy za mało konkretów, by ocenić, czy pomysł skrócenia czasu pracy jest realny i jak wpłynąłby na gospodarkę. Kluczowe jest w nim to, że za 32 godziny pracy pracownik dostałby tyle samo, co za 40 godzin, a więc zmniejszenie czasu spędzonego w pracy nie uderzałoby w jego wynagrodzenie.

– Poza ogólnym hasłem nikt jak dotąd nie określił, jak takie ograniczenie czasu pracy miałoby w praktyce funkcjonować. Czy dotyczyłoby wszystkich branż? Czy szłoby w parze z czterodniowym tygodniem nauki? Czy pracownicy mogliby przepracować piąty dzień w formie nadgodzin? – zastanawia się w rozmowie z „Rz” dr hab. Michał Myck, dyrektor Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA.

Czytaj też:
Czterodniowy tydzień pracy – nie tak szybko. Ekonomiści zadają pytania

Opracowała:
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna / Rzeczpospolita