W tej branży proceder płacenia „pod stołem" kwitnie. Jest to wygodne dla obu stron

W tej branży proceder płacenia „pod stołem" kwitnie. Jest to wygodne dla obu stron

Płacenie "pod stołem"
Płacenie "pod stołem" Źródło: Fotolia / fot. schendy078
Proceder płacenia „pod stołem" kierowcom kwitnie. Oficjalnie wielu z nich otrzymuje minimalne wynagrodzenie. W rzeczywistości ich uposażenie jest ok. trzy razy wyższe. Opcja ta preferowana jest przez samych kierowców, a i firmy nie protestują, chociażby ze względu na fakt, że w ten sposób oszczędzają.

W okresie styczeń – sierpień br. Państwowa Inspekcja Pracy skontrolowała ponad 1500 podmiotów działających w branży transportu towarów. – Przeprowadzone przez Państwową Inspekcję Pracy kontrole potwierdzają, że w sektorze wciąż ma miejsce wypłacanie należności związanych z pracą poza oficjalnym obiegiem, czyli pod tzw. stołem – informuje Dziennik Gazetą Prawną Główny Inspektorat Pracy.

Nieprawidłowości stwierdzono w 27 przypadkach na 668 zbadanych. Gazeta zwraca jednak uwagę, że to jedynie wierzchołek góry lodowej.

Cytowany przez dziennik przedstawiciel Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (ZUS) podkreśla, że kontrola składek płaconych od umów wskazuje, że znaczna część kierowców zatrudniona jest na minimalne wynagrodzenie. Obecnie jest to 3010 zł brutto (w przyszłym roku - w związku z wysoką inflacją - najniższa krajowa wzrośnie dwukrotnie, najpierw do poziomu 3490 zł, następnie do 3600 zł brutto). Organizacje zrzeszające firmy transportowe przyznają jednak, że dziś nikt nie zgodziłby się pracować za taką stawkę. Ile w rzeczywistości zarabiają kierowcy? W transporcie międzynarodowym jest to ok. 7-9 tys. zł netto.

Przedstawiciele branży tłumaczą, że płacania „pod stołem" chcą sami kierowcy, którzy w obliczu braku pracowników (brakuje ok. 150 tys. kierowców) mogą pozwolić sobie na dyktowanie warunków.

– Takiego sposobu rozliczania wymagają często sami kierowcy. Pracodawcy się godzą, bo obawiają się odejścia pracowników. Znalezienie zastępstwa w ich miejsce, w sytuacji deficytu pracowników, nie jest łatwe i grozi utratą ciągłości pracy – mówi w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną Leszek Luda, prezes Polskiej Unii Transportu.

Luda podkreśla jednak, że firmy godzą się na takie rozwiązanie również dlatego, że mogą w ten sposób – w sytuacji rosnących kosztów – zaoszczędzić i zwiększyć zysk.

Zmiana przepisów

Gazeta przypomina, że od lutego br. na terenie Wspólnoty kierowcom trzeba płacić pełne wynagrodzenie minimalne adekwatne do kraju, w którym wykonuje się usługę. Przy tej okazji zostały zmienione też przepisy w Polsce, które tak jak unijne regulacje nie zezwalają już na wliczanie w poczet wynagrodzenia delegowanym pracownikom diet i ryczałtów. Wprowadzono też nowy sposób rozliczania składek ubezpieczenia społecznego i zaliczek na poczet podatku dochodowego. Jest on – jak zauważa Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka – skomplikowany przez to, że praca kierowców jest mobilna.

– Dla poszczególnych państw, przez które kierowca przejeżdża, obowiązują różne kwoty odliczeń od odprowadzanych danin. Utrudnia to prawidłowe i zgodne z prawem rozliczenie wynagrodzenia. To sprawia, że firmy, zwłaszcza te mniejsze, mają z tym kłopot. Przepisy nie są dla nich zrozumiałe – tłumaczy Wroński.

Z tego powodu część firm nie stosuje się do obowiązujących zasad, także tych wynikających bezpośrednio z unijnego prawa. Zwłaszcza że wiele krajów nie wprowadziło dotąd przepisów, na podstawie których można kontrolować przewoźników z innych państw pod kątem wypłacanego kierowcy wynagrodzenia. Dlatego przedsiębiorstwa czują się póki co bezkarne. Zdaniem ekspertów popełniają błąd, gdyż w przyszłości podczas kontroli inspektor może zażądać dokumentów wstecz.

Czytaj też:
Kolejne zmiany dla kierowców. Tym razem szykuje je Ministerstwo Finansów
Czytaj też:
Kierowcy bardzo często popełniają ten błąd. Grozi za niego 30 tys. zł kary

Źródło: Gazeta Prawna