Tego prywaciarzom nie zrobili nawet komuniści

Tego prywaciarzom nie zrobili nawet komuniści

Dodano:   /  Zmieniono: 
Potwierdzają się informacje, które opublikowaliśmy w styczniowym „Bloomberg Businessweek Polska” Archiwum redakcji 
Potwierdzają się informacje, które opublikowaliśmy w „Bloomberg Businessweek Polska” w styczniu. Premier ujawnił, że jednym z pomysłów na szukanie dodatkowych pieniędzy dla budżetu jest zwiększenie wpływów ze składek emerytalno-rentowych, które płacą samozatrudnieni przedsiębiorcy. Nieodpowiedzialność, lekkomyślność, wręcz głupota ostro komentuje rządowy projekt Robert Gwiazdowski, ekspert z Centrum im. Adama Smitha.
'Samozatrudnieni z wyższym ZUS-em' ? napisaliśmy trzy tygodnie temu w materiale 'Nowy plan Tuska', informując, że środowisko premiera przygotowuje nowy plan zmierzający do zwiększenia wpływów do budżetu. Jednym z jego elementów jest pomysł, zgodnie z którym wysokość składek emerytalno-rentowych, które płacą przedsiębiorcy, miałaby zostać uzależniona od poziomu ich dochodów. Obecnie ogromna większość przedsiębiorców (w tym osób samozatrudnionych) płaci minimalne składki ubezpieczeniowe, obliczane od 60 proc. średniego wynagrodzenia (czyli nieco ponad 600 zł). Zmiana tego modelu oznaczałaby dla nich wzrost obciążeń ? ich składki wzrosłyby w niektórych przypadkach nawet do 2,4 tys. zł miesięcznie. Na niedawnym spotkaniu z przedstawicielkami Kongresu Kobiet premier Donald Tusk potwierdził, że taka decyzja jest rozważana. ? Nie mówię, że to zastosujemy, ale trzeba się nad tym zastanowić ? stwierdził. O rozważanym przez rząd pomyśle rozmawiamy z prof. Robertem Gwiazdowskim, prawnikiem i ekspertem ekonomicznym z Centrum im. Adama Smitha.

Karol Manys: Czy Pana zdaniem uzależnienie wysokości składek emerytalno-rentowych od dochodów przedsiębiorców jest dobrym pomysłem?

Robert Gwiazdowski: Przede wszystkim uzależnianie emerytur od podatku, który został nazwany składką emerytalno-rentową, jest rozwiązaniem najgorszym z możliwych. Bo to właśnie jest główny powód kłopotów z systemem emerytalnym i to się nigdzie nie sprawdza w dzisiejszej rzeczywistości. A to dlatego, że w ten sposób powstaje bezpośredni związek między liczbą pracujących, czyli demografią, a stanem systemu emerytalnego. Cała Europa ma dziś kłopoty z systemem emerytalnym, m.in. właśnie dlatego, że nastąpiło to połączenie opodatkowania pracy z systemem emerytalnym. Efekt jest taki, że dziś coraz mniej młodych osób pracuje na coraz większą rzeszę emerytów, którzy żyją zresztą coraz dłużej. Do tej pory Europa fundowała więc swoim emerytom emerytury na kredyt. Ale jak pokazuje życie, jest to jednak ślepa uliczka.

Jak ewentualne podniesienie składek może wpłynąć na przedsiębiorców? Nie obawia się Pan, że może to spowodować ich ucieczkę do szarej strefy?

Ależ oczywiście, że tak. Szara strefa to właśnie jedno z tych miejsc, do których przedsiębiorcy się chowają w takich sytuacjach. Alternatywą jest dla nich przecież ponoszenie wyższych kosztów i doskonale wiadomo, że przedsiębiorcy będą tego unikać. Na pewno ich reakcją na nadmierne podwyższanie składek nie będzie grzeczne i potulne płacenie.

Ale pieniądze na emerytury jednak gdzieś trzeba znaleźć.

Tyle że podwyższanie składek emerytalnych idzie pod prąd wszystkim nowym pomysłom. W jednym z raportów OECD napisane jest czarno na białym, że Europa powinna zmieniać proporcje ? z nadmiernego opodatkowania pracy na rzecz zwiększenia obciążeń podatkami konsumpcyjnymi.
Wracamy też do wątku szarej strefy: część przedsiębiorców zareaguje likwidacją biznesu albo bankructwem, inni ucieczką w szarą strefę, a jeszcze inni ? ucieczką do krajów, w których takie obciążenia są niższe, czyli np. na Słowację.

Według Pana taka decyzja byłaby strzałem w stopę?

Już to przerabialiśmy. Podnoszenie składek na początku lat 90. zaowocowało zwiększeniem bezrobocia. Nie rozumiem, dlaczego rząd znowu chce robić to samo? Ludzie powinni się uczyć na błędach, a w tym wszystkim najgorsze jest to, że rząd się nie uczy. Podnoszenie podatków, które nazywa się obecnie przeprowadzaniem reform, jest najprostszą drogą na szafot. Gdybym nie wiedział, że to zwykła głupota, pomyślałbym, że jest to sabotaż.

Z czegoś to musi wynikać.

Takie pomysły wynikają zazwyczaj z braku wyobraźni i z kompletnej niewiedzy, jak funkcjonują przedsiębiorstwa. Obecnie rządzący być może wiedzą, jak działają banki. Ale nie mają bladego pojęcia na temat problemów sfery, którą czasem pogardliwie określa się mianem prywaciarzy. A to przecież właśnie ci prywaciarze zatrudniają trzy czwarte legalnie pracujących Polaków. I to oni tworzą tę gospodarkę. Niech ich rząd nie dopieszcza, ale niech się od nich trzyma z daleka i im nie przeszkadza. Oni będą się świetnie rozwijać, pod warunkiem że nikt im nie będzie rzucał kłód pod nogi. A pomysł z uzależnieniem wysokości składek od dochodów jest właśnie takim rzucaniem kłód.

Pan osobiście też jest przedsiębiorcą, i to zapewne z tej grupy, która na wprowadzeniu nowych zasad może stracić. Jak Pan zareaguje na uzależnienie wysokości składek od dochodu?

Będę kombinował... Bo proszę pamiętać, że z rządem, który zwiększa podatki, jest dokładnie tak samo jak z komisją antydopingową w sporcie. Ci, którzy doping stosują, zawsze są o parę kroków do przodu. Gdyby rząd chciał przeprowadzić taką ustawę, to z pewnością będą w niej jakieś luki. I ja już teraz gwarantuję, że rząd będzie miał niespodziankę. Jestem pewien, że znajdą się takie mechanizmy legalnego unikania tego barbarzyństwa, które rząd tu szykuje, że przedsiębiorcy i tak nie będą płacić tych wyższych składek. A mówię 'barbarzyństwa', bo czegoś takiego prywaciarzom nie zrobili nawet komuniści. Nawet oni nie nadwyrężali prywaciarzy aż tak, jak chce to zrobić teoretycznie przynajmniej liberalny rząd.

Rząd chce podnosić składki, bo nie może sobie pozwolić na ich obniżenie.

Nie ma dobrych podatków ? to jasne. Ale są złe i jeszcze gorsze. A już najgorszym, jaki można sobie wyobrazić, jest ten obciążający pracę. Szczególnie w naszych warunkach, bo w Polsce jednym z największych i najważniejszych zasobów jest praca. Nałożenie wysokiego podatku na pracę jest więc nieodpowiedzialnością, lekkomyślnością i wręcz głupotą. Z ekonomicznego punktu widzenia dużo lepiej byłoby wyżej opodatkować konsumpcję. Moje zdumienie budzi, że z jednej strony premier decyduje się iść na wojnę z 85 proc. Polaków, którzy nie chcą reformy emerytalnej, a z drugiej nie robi prostych rzeczy w innych obszarach.