Ta dynamiczna zniżka pokazuje, że okolice 50 USD za baryłkę wciąż są istotną psychologiczną barierą, która jest w stanie zaktywizować stronę podażową. Tymczasem notowania ropy West Texas Intermediate nawet nie zdążyły sięgnąć wspomnianej bariery - zamiast tego zawróciły w dół już po dotarciu do okolic 49 USD za baryłkę i obecnie oscylują w okolicach 47 USD za baryłkę.
Jednak spadek cen ropy naftowej nie wynikał tylko ze wskazań analizy technicznej, lecz także z rynkowych fundamentów. Czynnikiem, który pogrążył notowania tego surowca na początku bieżącego tygodnia, były informacje o dużym eksporcie paliw z Chin. Według opublikowanych w poniedziałek danych, w lipcu tego roku eksport oleju napędowego wzrósł o 181,8 proc. rdr do poziomu 1,53 mln ton, eksport benzyny zwyżkował o 145 proc. rdr do poziomu 970 tys. ton, natomiast eksport nafty wzrósł o 46 proc. rdr do poziomu 1,09 mln ton. Tak duży wzrost eksportu sugeruje, że Chiny zmagają się z nadwyżką paliw na swoim wewnętrznym rynku. Nie jest to jednak duża niespodzianka, ponieważ wzrost produkcji paliw w Państwie Środka można powiązać z dużym importem ropy naftowej do tego kraju w całym ubiegłym roku i jeszcze w pierwszej połowie bieżącego roku.
Duża podaż paliw w Chinach sugeruje jednak, że w najbliższych miesiącach import ropy naftowej do Chin może się zmniejszyć, bowiem duże ilości tego surowca nie są po prostu potrzebne. To niewątpliwie jest czynnik sprzyjający oczekiwaniom dalszych spadków cen ropy – zwłaszcza że Chiny są jednym z kluczowych importerów „czarnego złota" na świecie.
Jednocześnie, na niekorzyść kupujących działa także fakt, że inwestorzy na rynku ropy naftowej wątpią w skuteczność rozmów producentów ropy na wrześniowym spotkaniu w Algierii. W samym kartelu OPEC znajdują się kraje, które zdecydowanie odrzucają możliwość narzucenia na siebie ograniczeń w produkcji ropy naftowej.
Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI