Ponad 45 proc. pracodawców w USA szuka informacji o potencjalnym pracowniku w serwisach społecznościowych – pisze „Gazeta Wyborcza”. Również w Polsce taki sposób weryfikowania potencjalnych pracowników staje się coraz bardziej popularny.
– Wypowiedzi na profilach społecznościowych nie są całkowicie prywatne – ostrzega Luiza Farkash, dyrektor generalny firmy specjalizującej się w zarządzaniu wizerunkiem marek i osób indywidualnych w sieci. Farkash przypomina historię asystenta ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, który na swoim profilu na Facebooku zamieścił zdjęcie z Afganistanu, na którym na wojskowy hełm naciągnął damską bieliznę. Mimo że jego profil był zablokowany dla ludzi z zewnątrz, zdjęcie przedostało się do mediów.
Według badań firmy doradczej Deloitte aż 60 proc. amerykańskich szefów uważa, że ma prawo wiedzieć, co ich pracownicy piszą o sobie w sieci. Inne badania pokazują, że już 45 proc. pracodawców w USA szuka informacji o potencjalnym pracowniku w serwisach społecznościowych. Co trzeci rezygnuje z zatrudnienia osoby po przeczytaniu o niej w sieci.
Podobnie zaczyna się dziać w Polsce. Aneta Karbońska, starszy specjalista ds. personalnych w Wirtualnej Polsce przyznaje, że firma podczas rekrutacji prześwietla aktywność kandydatów w sieci. – Zdarza się, że pracownicy żartują z pracodawcy, z sytuacji w firmie czy klientów. I nie ma znaczenia, że nie podają żadnych nazwisk – tłumaczy Karbońska. – To znak, że pracownik jest nierozważny i może narazić na szwank reputację firmy – dodaje.
BP, „Gazeta Wyborcza"
Według badań firmy doradczej Deloitte aż 60 proc. amerykańskich szefów uważa, że ma prawo wiedzieć, co ich pracownicy piszą o sobie w sieci. Inne badania pokazują, że już 45 proc. pracodawców w USA szuka informacji o potencjalnym pracowniku w serwisach społecznościowych. Co trzeci rezygnuje z zatrudnienia osoby po przeczytaniu o niej w sieci.
Podobnie zaczyna się dziać w Polsce. Aneta Karbońska, starszy specjalista ds. personalnych w Wirtualnej Polsce przyznaje, że firma podczas rekrutacji prześwietla aktywność kandydatów w sieci. – Zdarza się, że pracownicy żartują z pracodawcy, z sytuacji w firmie czy klientów. I nie ma znaczenia, że nie podają żadnych nazwisk – tłumaczy Karbońska. – To znak, że pracownik jest nierozważny i może narazić na szwank reputację firmy – dodaje.
BP, „Gazeta Wyborcza"