"Albo rozmowy albo zaczynamy radykalne działania"
Pod koniec stycznia komitet protestacyjny budżetówki wysłał list otwarty do ministra finansów Jacka Rostowskiego z żądaniem odmrożenia wzrostu płac oraz wyrównania wynagrodzeń pracowników o wskaźnik inflacji z poprzednich lat. Z MF przyszła odpowiedź, że na odmrożenie płac nie ma środków. Związkowców bardziej jednak boli fakt, że nikt z ministerstwa nie chce z nimi rozmawiać. - Dzisiaj też nikt to nas nie wyszedł. W petycji, którą dzisiaj złożyliśmy domagamy się rozmów. Jeżeli resort nie podejmie dialogu, zmusi nas do podjęcia bardziej radykalnych działań - powiedziała Edyta Odyjas, koordynatorka Komitetu.
Budżetówka zasypie ministerstwo listami?
Dodała, że jest wiele form protestu przewidzianych prawem: od zasypywania ministerstwa mailami do dolegliwszych form protestu, których kulminacją może być duża manifestacja w stolicy, połączona ze sparaliżowaniem części urzędów. Nie wykluczyła, że dojdzie do tego już w maju. W związku z protestem Ministerstwo Finansów rozesłało do mediów komunikat, w którym wyjaśniono, że z uwagi na deficyt sektora finansów publicznych, w 2012 r. przewidywane jest utrzymanie zamrożenia funduszu wynagrodzeń we wszystkich jednostkach państwowej sfery budżetowej.
Odmrożenia płac nie będzie
"Ponadto należy podkreślić, że w związku z faktem, iż Polska jest objęta procedurą nadmiernego deficytu podlega ona ścisłemu monitoringowi sytuacji budżetowej. Prawo UE przewiduje możliwość nałożenia sankcji finansowych na każdy kraj UE - beneficjenta Funduszu Spójności, jeśli Rada Ecofin negatywnie oceni starania tego państwa dla ograniczenia nadmiernego deficytu. Decyzją Rady może być wstrzymanie całości albo części zobowiązań z Funduszu Spójności wobec danego państwa członkowskiego" - napisano w komunikacie.
W komunikacje podkreślono, że rząd podejmuje wiele działań mających na celu redukcję deficytu sektora finansów publicznych, zarówno po stronie wydatkowej, jak i dochodowej, a zamrożenie płac w sferze budżetowej jest jedynie jednym z działań. Wzrost funduszu wynagrodzeń oznaczałby konieczność redukcji wydatków w innych obszarach, zwiększenie podatków lub akceptację wyższego deficytu.
ja, PAP