Musimy się pozbyć myślenia, że polskie produkty są gorsze od zachodnich. Dowód? Wygraliśmy przetarg organizowany przez Deutsche Bahn na dostawę 470 pociągów – mówi w rozmowie z „Wprost” Tomasz Zaboklicki, prezes zarządu PESA Bydgoszcz.
Kiedy kilkanaście lat temu przejmował pan bankrutujące Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego, spodziewał się pan, że dzisiaj pociągami i tramwajami PESA będą jeździli Niemcy, Włosi i Rosjanie?
To tak, jakby pytano pływaka, którego wyrzucili nagle na sam środek oceanu. Wtedy bardziej myśli się o tym, jak przeżyć, a nie o tropikalnej wyspie z palmami. Walczyliśmy wtedy o byt, o jutro. Mieliśmy skromne spotkania pracownicze, w Wigilię łamaliśmy się opłatkiem, a ja nie byłem w stanie powiedzieć ludziom, czy w nowym roku będziemy jeszcze istnieli. Miałem 1,8 tys. pracowników, którzy nie wiedzieli, co będą robili za miesiąc.
A dzisiaj?
Gdy mówię o takich początkach PESA, nikt nie chce wierzyć. Teraz patrzymy w przyszłość z perspektywą pięciu-dziesięciu lat. Roczne obroty sięgają 1,5 mld zł, czyli 25 razy więcej niż jeszcze kilkanaście lat temu. Kiedy goście z Niemiec przyjeżdżają oglądać naszą bydgoską fabrykę, łapią się za głowy. Wszyscy powtarzają, że zupełnie w niczym nie odbiegamy od niemieckiego Siemensa czy kanadyjskiego Bombardiera.
Jak z nimi rywalizujecie?
Rok temu wygraliśmy rekordowy przetarg organizowany przez Deutsche Bahn. Niemcy wybrali nas jako dostawcę 470 nowoczesnych pociągów za 5 mld zł. To ogromny sukces dla całego polskiego kolejnictwa. Takie rzeczy nie śniły się nawet Hipolitowi Cegielskiemu, który w XIX w. produkował w Polsce parowozy. Nasz niemiecki kontrakt poprzedziły lata badań, testów, zdobywania certyfikatów – dość powiedzieć, że właśnie od DB otrzymaliśmy certyfikat Q1 poświadczający najwyższe standardy produkcji.
Nie śniło mu się też, że Polacy będą w stanie wyprodukować hybrydową lokomotywę.
Pracowaliśmy nad tym projektem jednocześnie z Bombardierem i udało nam się wyprzedzić Kanadyjczyków. Ta lokomotywa może jeździć po liniach zelektryfikowanych i tych bez dostępu do prądu. Teraz wioząc węgiel z kopalni do portu, lokomotywę trzeba zmieniać dwukrotnie, bo na niektórych odcinkach nie ma trakcji. Dzięki naszemu rozwiązaniu towar trafi bezpośrednio od producenta do odbiorcy bez konieczności odczepiania składów od lokomotywy i zmiany maszyny ze spalinowej na elektryczną i na odwrót. Ten produkt to ewe- nement. Już chcą go Włosi i Niemcy. Jeżeli kolej chce konkurować z drogami, to trzeba stawiać na takie właśnie rozwiązania.
Czy naszym przedsiębiorstwom innowacyjność w ogóle jest potrzebna? Polska nie jest w końcu tak bogatym rynkiem jak Niemcy czy Włosi, a żeby innowacyjność miała sens, musi być na nią popyt.
Musimy zmienić swoje nastawienie do innowacyjności. Innowacje to nie tylko kilka nowatorskich produktów w jakiejś firmie. To całe koło zamachowe dla gospodarki. PESA, produkując innowacyjne produkty, zmusza do innowacyjności również swoich 1,2 tys. podwykonawców, którzy muszą podnosić standardy, żeby dotrzymać nam kroku. Jeżeli miasta czy operatorzy kolejowi dostają nasze nowoczesne pociągi albo tramwaje, to ich też zarażamy innowacyjnością, bo muszą zmienić całą infrastrukturę, żeby nowoczesny produkt mógł sprawnie jeździć po torach.
To jakie są innowacje od PESA z naklejką „made in Poland”?
Wśród tych produktowych ostatnio – spalinowy pojazd inspekcyjny, który przekroczył kilka dni temu prędkość 200 km/godz., dwusystemowa lokomotywa, ale także cała masa systemów sterowania, komponentów, zaawansowanych norm bezpieczeństwa. Nasze pojazdy spełniają najwyższe normy bezpieczeństwa. Nasze spalinowe linki czy elektryczne elfy są wyposażone w absorbery energii, strefę kontrolowanego zgniotu, specjalnie wzmocnioną klatkę kabiny maszynisty. Wszystko to sprawia, że w przypadku zderzenia z innym pociągiem, ciężarówką czy samochodem osobowym przy prędkości dochodzącej nawet do 100 km/godz. pasażerowie i maszynista mogą się czuć bezpiecznie.
Jak widzi pan przyszłość PESA?
Pytany o naszą sytuację teraz i o plany na przyszłość zawsze wracam myślą do jednego ze swoich ulubionych chińskich przysłów, które mówi: „Jeśli masz przebiec 100 mil, a pokonałeś dopiero 80, to wciąż jesteś w połowie drogi”. Przed nami jeszcze wiele pracy. Zespół ponad 250 inżynierów i designerów z działu badań i rozwoju pracuje nad kolejnymi pojazdami. W przyszłym roku w Berlinie odbędzie się premiera spalinowego pociągu dla DB. Z naszych zakładów wyjadą pierwsze w Polsce dwukierunkowe tramwaje, a także spalinowe lokomotywy. Będziemy realizowali zamówienia zarówno na rynku krajowym, jak i za granicą. Jesteśmy świadomi, że sukces zależy od wprowadzenia kolejnych innowacyjnych rozwiązań. Zapewniam, że pojazdy szynowe Pesy nie zwolnią tempa.
To tak, jakby pytano pływaka, którego wyrzucili nagle na sam środek oceanu. Wtedy bardziej myśli się o tym, jak przeżyć, a nie o tropikalnej wyspie z palmami. Walczyliśmy wtedy o byt, o jutro. Mieliśmy skromne spotkania pracownicze, w Wigilię łamaliśmy się opłatkiem, a ja nie byłem w stanie powiedzieć ludziom, czy w nowym roku będziemy jeszcze istnieli. Miałem 1,8 tys. pracowników, którzy nie wiedzieli, co będą robili za miesiąc.
A dzisiaj?
Gdy mówię o takich początkach PESA, nikt nie chce wierzyć. Teraz patrzymy w przyszłość z perspektywą pięciu-dziesięciu lat. Roczne obroty sięgają 1,5 mld zł, czyli 25 razy więcej niż jeszcze kilkanaście lat temu. Kiedy goście z Niemiec przyjeżdżają oglądać naszą bydgoską fabrykę, łapią się za głowy. Wszyscy powtarzają, że zupełnie w niczym nie odbiegamy od niemieckiego Siemensa czy kanadyjskiego Bombardiera.
Jak z nimi rywalizujecie?
Rok temu wygraliśmy rekordowy przetarg organizowany przez Deutsche Bahn. Niemcy wybrali nas jako dostawcę 470 nowoczesnych pociągów za 5 mld zł. To ogromny sukces dla całego polskiego kolejnictwa. Takie rzeczy nie śniły się nawet Hipolitowi Cegielskiemu, który w XIX w. produkował w Polsce parowozy. Nasz niemiecki kontrakt poprzedziły lata badań, testów, zdobywania certyfikatów – dość powiedzieć, że właśnie od DB otrzymaliśmy certyfikat Q1 poświadczający najwyższe standardy produkcji.
Nie śniło mu się też, że Polacy będą w stanie wyprodukować hybrydową lokomotywę.
Pracowaliśmy nad tym projektem jednocześnie z Bombardierem i udało nam się wyprzedzić Kanadyjczyków. Ta lokomotywa może jeździć po liniach zelektryfikowanych i tych bez dostępu do prądu. Teraz wioząc węgiel z kopalni do portu, lokomotywę trzeba zmieniać dwukrotnie, bo na niektórych odcinkach nie ma trakcji. Dzięki naszemu rozwiązaniu towar trafi bezpośrednio od producenta do odbiorcy bez konieczności odczepiania składów od lokomotywy i zmiany maszyny ze spalinowej na elektryczną i na odwrót. Ten produkt to ewe- nement. Już chcą go Włosi i Niemcy. Jeżeli kolej chce konkurować z drogami, to trzeba stawiać na takie właśnie rozwiązania.
Czy naszym przedsiębiorstwom innowacyjność w ogóle jest potrzebna? Polska nie jest w końcu tak bogatym rynkiem jak Niemcy czy Włosi, a żeby innowacyjność miała sens, musi być na nią popyt.
Musimy zmienić swoje nastawienie do innowacyjności. Innowacje to nie tylko kilka nowatorskich produktów w jakiejś firmie. To całe koło zamachowe dla gospodarki. PESA, produkując innowacyjne produkty, zmusza do innowacyjności również swoich 1,2 tys. podwykonawców, którzy muszą podnosić standardy, żeby dotrzymać nam kroku. Jeżeli miasta czy operatorzy kolejowi dostają nasze nowoczesne pociągi albo tramwaje, to ich też zarażamy innowacyjnością, bo muszą zmienić całą infrastrukturę, żeby nowoczesny produkt mógł sprawnie jeździć po torach.
To jakie są innowacje od PESA z naklejką „made in Poland”?
Wśród tych produktowych ostatnio – spalinowy pojazd inspekcyjny, który przekroczył kilka dni temu prędkość 200 km/godz., dwusystemowa lokomotywa, ale także cała masa systemów sterowania, komponentów, zaawansowanych norm bezpieczeństwa. Nasze pojazdy spełniają najwyższe normy bezpieczeństwa. Nasze spalinowe linki czy elektryczne elfy są wyposażone w absorbery energii, strefę kontrolowanego zgniotu, specjalnie wzmocnioną klatkę kabiny maszynisty. Wszystko to sprawia, że w przypadku zderzenia z innym pociągiem, ciężarówką czy samochodem osobowym przy prędkości dochodzącej nawet do 100 km/godz. pasażerowie i maszynista mogą się czuć bezpiecznie.
Jak widzi pan przyszłość PESA?
Pytany o naszą sytuację teraz i o plany na przyszłość zawsze wracam myślą do jednego ze swoich ulubionych chińskich przysłów, które mówi: „Jeśli masz przebiec 100 mil, a pokonałeś dopiero 80, to wciąż jesteś w połowie drogi”. Przed nami jeszcze wiele pracy. Zespół ponad 250 inżynierów i designerów z działu badań i rozwoju pracuje nad kolejnymi pojazdami. W przyszłym roku w Berlinie odbędzie się premiera spalinowego pociągu dla DB. Z naszych zakładów wyjadą pierwsze w Polsce dwukierunkowe tramwaje, a także spalinowe lokomotywy. Będziemy realizowali zamówienia zarówno na rynku krajowym, jak i za granicą. Jesteśmy świadomi, że sukces zależy od wprowadzenia kolejnych innowacyjnych rozwiązań. Zapewniam, że pojazdy szynowe Pesy nie zwolnią tempa.