Poniżej, na dość charakterystycznym przykładzie, wykazuję, jak kontrola działania administracji zamienia się w karykaturę i powoduje ludzką krzywdę.
Obywatel – Pan Marek – kupił w 2011 r. bardzo tanio mieszkanie, bowiem prawo dożywocia miał w nim syn sprzedającego.
Obiektywnie i dla tego obywatela wartość mieszkania z prawem dożywocia, dla osoby, która w nim rzeczywiście mieszka, jest nieporównywalnie niższa, niż gdyby nie było tego obciążenia. Zapłacił za to mieszkanie cenę rynkową i transakcją żaden organ się nie zainteresował.
Pan Marek miał nadzieję, że uda mu się, albo ugodowo albo sądownie, pozbyć lokatora, bo mieszkanie było nieduże i we dwóch się w nim nie mieścili, a do tego to przecież obce osoby.
Jednak nie udało mu się w nim zamieszkać, bo wszystkie próby pozbycia się lokatora okazały się bezskuteczne, to postanowił mieszkanie sprzedać, jako do niczego mu nie potrzebne. Nie miało ono dla niego żadnej wartości, jego tzw. wartość rynkowa była niewielka. Lojalnie zadeklarował i zapłacił podatek do różnicy między ceną zakupu a ceną sprzedaży. I o sprawie zapomniał.
Okazało się, że nie zapomniał fiskus.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.