Unia Europejska planuje wykorzystać przychody z nowego podatku węglowego, który ma objąć m.in. paliwa do samochodów i ogrzewania domowego, jako źródło finansowania budżetu wspólnoty. Kontrowersyjna propozycja, która budzi sprzeciw wielu państw członkowskich, została ujawniona przez "Financial Times".
Sposób na braki w budżecie
Według dziennika, Komisja Europejska rozważa, czy część dochodów z nowego systemu handlu emisjami nie mogłaby pokryć braków budżetowych UE. Nowe przepisy miałyby wejść w życie w 2027 roku, na rok przed rozpoczęciem kolejnej perspektywy finansowej Unii.
Planowane rozwiązanie zakłada, że dostawcy paliw będą zmuszeni do zakupu pozwoleń na emisję CO₂, a koszt tych opłat zostanie przeniesiony na użytkowników końcowych. Według analityków BloombergNEF, może to wygenerować nawet 705 mld euro przychodu w latach 2027–2035. Wzrost zapotrzebowania może podnieść cenę emisji do 149 euro za tonę do 2030 roku. To z kolei może skutkować wzrostem rachunków za ogrzewanie domowe nawet o 41 procent.
W odpowiedzi na te plany premier Polski Donald Tusk wezwał do opóźnienia wdrożenia nowego systemu dla domów i samochodów. Obawy dotyczące konsekwencji społecznych i gospodarczych podzielają również inne kraje członkowskie, takie jak Francja i Słowacja, które jeszcze nie wdrożyły unijnych przepisów do prawa krajowego.
"Toksyczny" pomysł
Źródła cytowane przez "FT" podkreślają, że część urzędników UE sprzeciwia się wykorzystaniu opłaty emisyjnej do finansowania unijnego budżetu. Obawiają się oni, że takie działanie może wywołać negatywne nastroje wobec UE i zostać wykorzystane przez partie polityczne sprzeciwiające się polityce klimatycznej.
Pomysł został oceniony jako "toksyczny" i grożący ponownym wybuchem społecznych protestów, takich jak demonstracje "żółtych kamizelek", które miały miejsce we Francji w 2018 roku. Według unijnych urzędników, przeznaczenie dochodów z podatku na budżet Unii mogłoby tylko spotęgować ten sprzeciw.
Czytaj też:
Historyczna rozprawa – TSUE bierze pod lupę WIBORCzytaj też:
Unijny podatek węglowy w ogniu krytyki. Eksperci biją na alarm