Sięgającą 9 proc. zwyżkę cen złota można uznać za imponującą jedynie na tle spadkowej tendencji, w jakiej notowania kruszcu znajdują się od trzech lat. Okrągła rocznica ustanowienia historycznego rekordu przypada na początek września. Nie zanosi się na to, by rynek uczcił to wydarzenie spektakularną zwyżką. Wręcz przeciwnie, po najbardziej dynamicznej fali tegorocznej zwyżki, zakończonej w połowie marca, kurs złota trzyma się w pobliżu 1300 dolarów za uncję. Nic nie wskazuje, by miał ochotę pójść wyraźnie w górę.
Bodźcem do tego nie okazał się wzrost napięcia politycznego, z elementami militarnymi. Nie tylko na Ukrainie, lecz także w Iraku oraz między Izraelem a Palestyną. Dwa z tych konfliktów nabrały wymiaru znacznie szerszego niż lokalny. Wojna na sankcje z Rosją ma charakter niemal globalny, a wojskowa interwencja Stanów Zjednoczonych w Iraku stała się faktem. Rozwój sytuacji wskazuje na możliwość eskalacji rosyjskiego zaangażowania na Ukrainie.
Można by się spodziewać, że w takich warunkach ceny złota pójdą ostro w górę. Tymczasem nic takiego się nie stało. Po ustanowieniu lokalnego szczytu w okolicach 1340 dolarów za uncję na początku drugiej dekady lipca notowania spadły w ciągu dwóch tygodni do 1293 dolarów. W czasie największego natężenia polityczno-militarnych napięć z ostatnich dni skala zwyżki osiągnęła zaledwie niecałe 1,5 proc. W tym samym czasie pozostałe aktywa, uznawane za bezpieczne przystanie, cieszyły się wyraźnym zainteresowaniem inwestorów. Od końca czerwca frank szwajcarski umocnił się o ponad 3 proc., wzrosły ceny obligacji niemieckich i amerykańskich, na sile zdecydowanie zyskał dolar.
Prawdopodobnie to właśnie ten ostatni czynnik, czyli umocnienie się amerykańskiej waluty, jest powodem marazmu na rynku złota. Jeśli jest tak w rzeczywistości, trudno się spodziewać, by ceny złota przełamały niekorzystną tendencję. Zawirowania geopolityczne prędzej czy później zaczną wygasać, natomiast perspektywa umacniania się dolara wygląda na zdecydowanie długookresową. Siła amerykańskiej waluty bierze się przede wszystkim z polityki Fed. Następnym krokiem, po zakończeniu skupu obligacji, będzie podwyżka stóp procentowych. Termin rozpoczęcia cyklu zaostrzania amerykańskiej polityki pieniężnej zbliża się wielkimi krokami. Rezerwa federalna ma coraz mniej argumentów, by powstrzymywać się przed tym posunięciem.
Nie musi to jednak oznaczać długotrwałej bessy na rynku złota. Gdy tylko śladem nabierającej dynamiki amerykańskiej gospodarki pójdą pozostałe kraje, ceny kruszcu zyskają poważnego sojusznika w postaci rosnącej inflacji. Choć na razie, szczególnie gdy popatrzy się na to, co dzieje się w strefie euro, taka perspektywa wydaje się dość odległa, to jednak w przyszłym roku może ona nabrać bardziej realnych kształtów. Nic nie wskazuje bowiem na to, by Europie i światu groził powrót recesji, nawet w obliczu wojny handlowej z Rosją.
Autor jest analitykiem firmy Open Finance
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.