Glapiński ogłosił „koniec inflacji”. Sąsiedzi podnieśli nam poprzeczkę

Glapiński ogłosił „koniec inflacji”. Sąsiedzi podnieśli nam poprzeczkę

Adam Glapiński
Adam Glapiński Źródło:YouTube / Narodowy Bank Polski
Adam Glapiński „ogłosił” w zeszły czwartek zakończenie inflacji – przynajmniej na jakiś czas, bo już wkrótce zacznie ona być ponownie odczuwalna. Rzeczywisty koniec inflacji mają za to Czesi.

Na konferencji po marcowym posiedzeniu RPP prezes NBP Adam Glapiński z radością informował, że cel inflacyjny w Polsce został zapewne przejściowo osiągnięty. Faktycznie, GUS w piątek powinien potwierdzić, że w lutym dynamika CPI obniżyła się z 3,9 do ok. 3 proc. r/r, wchodząc tym samym w pasmo dopuszczalnych wahań wokół 2,5 proc. r/r. Polska gospodarka nie będzie jednak pierwszą w regionie, która osiągnie cel.

Adam Glapiński ogłosił „koniec inflacji”

Szef NBP i jednocześnie przewodniczący Rady Polityki Pieniężnej ogłosił, że „inflacja się skończyła”, przy czym zastrzegł od razu, że nie jest powiedziane, że w kolejnych miesiącach nie zacznie wracać. Może to mieć związek z odejściem od zerowego VAT na niektóre produkty żywnościowe oraz rezygnacją z tzw. tarczy solidarnościowej, która wprowadziła maksymalne ceny energii elektrycznej, gazu i ciepła systemowego.

Właśnie z powodu spodziewanego wzrostu inflacji RPP nie obniżyła na ostatnim posiedzeniu stóp procentowych. Więcej o prognozach Rady dotyczących inflacji piszemy tu.

Inflacja naprawdę wyhamowała w Czechach

Już w lutym inflacja w Czechach wyhamowała do 2 proc. r/r, spełniając oczekiwania tamtejszych władz monetarnych. Wzrost cen u naszych południowych sąsiadów w kolejnych kwartałach nie przyspieszy równie mocno jak w Polsce (do 5-6 proc. r/r), gdyż ścieżka cen nie będzie pod wpływem znoszenia działań osłonowych.

Presja inflacyjna w Czechach pozostaje relatywnie słabsza także ze względu na anemię gospodarki, która jako ostatnia w Unii Europejskiej nie powróciła wciąż do wielkości sprzed wybuchu pandemii Covid-19. Dynamika PKB w 2023 r. wyniosła -0,5 proc. r/r, a w bieżącym roku tempo wzrostu ma odbić do mało imponujących 1,5 proc. r/r. Za słabość koniunktury w dużej mierze odpowiadają jej szczególnie silne związki z kondycją niemieckiego przemysłu, który od miesięcy nie może wygrzebać się z marazmu – zauważa Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.

Inflacja w Czechach wygasa szybciej, niż spodziewał się tego bank centralny. Skutkowało to przyspieszeniem obniżek i złagodzeniem stanowiska. W lutym główna stopa procentowa została zredukowana z 6,75 do 6,25 proc. Zasugerowano, że w najbliższym czasie cięcia o 50 pb mogą stać się normą, co pogłębiło tarapaty korony. Czeska waluta w kilka kwartałów z regionalnej bezpiecznej przystani, oazy siły i stabilności, przeistoczyła się bowiem w marudera. Kurs EUR/CZK w minionym roku zanotował niemal dwucyfrowy wzrost i w lutym po raz pierwszy od prawie dwóch lat osiągnął 25,50. Korona w lutym ubiegłego roku była w relacji do złotego najsilniejsza w historii, ale od tego czasu potaniała aż o 16 proc.

Czytaj też:
Duży bank składa broń w sprawach frankowych? „Finał, który odczują klienci”
Czytaj też:
Kołodziejczak potwierdza: nie będzie spotkania z rolnikami. Dlaczego?

Opracowała:
Źródło: Wprost