Ostatnia duża zmiana w polskim systemie podatkowym to tzw. Polski Ład, wprowadzony przez rząd PiS w 2022 roku. Dziś z rewolucji niewiele zostało, bo poza kilkoma zmianami, jak podniesienie kwoty wolnej od podatku, większość okazała się niewypałem i ostatecznie się z nich wycofano. Drugiej tak gruntownej zmiany pewnie prędko nie zobaczymy, ale każde z ugrupowań, które w przyszłości ma tworzyć koalicję rządzącą, ma swój pomysł na podatki. A raczej na ich obniżane.
Filozofia podatkowa
Jedno w programach wszystkich partii chcących wspólnie tworzyć koalicję znajdziemy na pewno – postulat obniżania podatków. Każde ugrupowanie deklaruje, że jakąś stawkę obniży. Różnice dotyczą tylko tego, jak bardzo.
– Sfera podatków to jest taka sfera, w której przed wyborami bardzo chętnie się obiecuje obniżki podatków, ale po wyborach znacznie trudniej realizuje. I każdemu z tych programów można zarzucić chorobę, trawiącą polski system od czasu transformacji systemowej, czyli brak spójnych, systemowych rozwiązań, o charakterze długoterminowym, rozwiązań podporządkowanych długoterminowym strategiom rozwojowym. Stąd też charakterystyczna jest duża zmienność rozwiązań podatkowych, zmiana goni zmianę, co nie sprzyja sprawności i przejrzystości systemu. I właśnie nie tyle na wysokość podatków, ile przede wszystkim na ową wielce dokuczliwą zmienność, nieprzewidywalność regulacji podatkowych wskazują przedsiębiorcy, jako na jedną z istotnych barier planowania i rozwoju biznesu. Potwierdzają to niemal wszystkie badania na ten temat – mówi prof. Elżbieta Mączyńska, prezes honorowa Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.
– Podatki to nie jest haracz, to jest niezbędna „zrzutka”, po pierwsze na utrzymanie państwa, a po drugie na realizację celów społecznych, publicznych. Stąd też w propozycjach, które się w tej kwestii formułuje, zawsze powinno być to uwzględniane. Pierwsza kwestia to faktyczna wysokość podatków, a druga, to jak proponowane zmiany przekładać się będą na finansowanie sfery publicznej. Niestety w żadnym z tych programów nie ma dostatecznie jasnych odniesień na ten temat ani tego typu wyliczeń. Oczywiście program wyborczy to nie jest miejsce na szczegółowe analizy, ale powinno być przynajmniej zasygnalizowane, czy zaproponowane rozwiązania nie pogorszą finansowania dóbr wspólnych, czyli choćby edukacji, ochrony zdrowia, rozwoju szeroko rozumianej infrastruktury, w tym transportu publicznego – dodaje.
Składka zdrowotna po staremu
To jedyny postulat podatkowy, jaki znajdziemy w przynajmniej dwóch programach partii, mających objąć władzę w kolejnej kadencji. Powrót do odliczania od podatku składki zdrowotnej i wprowadzenia jej jednolitej wysokości ma na liście swoich wyborczych obietnic zarówno Koalicja Obywatelska, jak i Trzecia Droga. Obie partie chcą przywrócenia ryczałtowej, jednakowej dla wszystkich stawki, wraz z możliwością odliczenia jej od podatku.
Przypomnijmy, możliwość odliczenia składki zdrowotnej od podatku zlikwidowano w styczniu 2022 roku, wraz z wejściem w życie Polskiego Ładu. Obecnie wysokość składki zależy od sposobu opodatkowania, liniowcy płacą 4,9 proc., a osoby rozliczające PIT (Personal Income Tax, czyli podatek od wynagrodzeń) na zasadach ogólnych 9 proc. od rzeczywistego dochodu. Tylko niewielką część można odliczyć, ale od dochodu lub przychodu, co dla większości przedsiębiorców jest niekorzystne.
– Celem likwidacji odliczania składki zdrowotnej od podatków było zwiększenie finansowania opieki zdrowotnej. Jeśli przywrócimy takie odliczanie, do budżetu wpłynie mniej środków z tego tytułu. Wiele wskazuje, że dużo lepszym rozwiązaniem byłaby ulga związana z ponoszeniem dodatkowych wydatków na usługi ochrony zdrowia, świadczone przez sektor prywatny. Wiele osób, także niezasobnych finansowo, z konieczności wydatki takie ponosi, bo publiczny system opieki zdrowotnej jest przeciążony i niewydolny – mówi prof. Mączyńska.
Trzeba przy tym dodać, że Trzecia Droga proponuje pewne rozwiązanie w tej kwestii i chce, by wydatki na prywatną opiekę zdrowotną były refundowane w przypadku, gdy kolejka do publicznej placówki jest dłuższa, niż miesiąc.
– To bardzo komplikuje system – komentuje ekspertka – Im więcej wyjątków i rozwiązań niejednolitych, tym bardziej system jest narażony na różnego rodzaju wynaturzenia. Tym niemniej, przynajmniej kierunek jest tu właściwy – dodaje.
Wzrost kwoty wolnej od podatku
Taki postulat pojawia się tylko w programie Koalicji Obywatelskiej. Partia Donalda Tuska zapowiedziała podwyżkę kwoty wolnej od podatku do 60 tys. złotych. „Podniesiemy kwotę wolną od podatku – z 30 tys. zł do 60 tys. zł., w przypadku podatników rozliczających się według skali podatkowej, w tym także przedsiębiorców i emerytów” – zapowiedział lider PO we wrześniu, miesiąc przed wyborami.
To skokowa zmiana, bo przez lata kwota wolna od podatku była raczej symboliczna (dla zarobków w przedziale 13 000 – 85 528 zł wynosiła 3 091 zł), poszła w górę dopiero w 2022 roku po wprowadzeniu tzw. Polskiego Ładu. Obecnie wynosi 30 tys. zł.
– Nikt nie lubi płacić podatków, za to każdy lubi mieć dobrze funkcjonujące państwo. Przez lata mieliśmy jedną z najniższych kwot wolnych od podatku w Unii Europejskiej, co doprowadzało do sytuacji, w której z jednej strony ludzie płacili podatki, a z drugiej trzeba było im pomagać społecznie. Istnieją przesłanki zwiększenia kwoty wolnej od podatku, bo inflacja zmienia proporcje, ale tu znów brakuje drugiej strony, jakiegoś pomysłu na to, by wypełnić lukę w dochodach budżetu państwa, jaka w związku z tym powstaje. Jest to istotne, tym bardziej że obecna propozycja zapowiada głęboką zmianę, bo oznaczająca zwolnienie z PIT–u płac na poziomie do 5 tys. zł. miesięcznie, czyli znacznie ponad poziom płacy minimalnej. Dla stabilności systemu podatkowego zasadne byłoby rozważenie jakieś zakotwiczenia tego typu rozwiązania, np., poprzez powiązanie kwoty wolnej od podatku z poziomem płacy minimalnej – komentuje prof. Mączyńska.
Czytaj też:
Likwidacja Funduszu Kościelnego kwestią czasu? Chcą tego przyszli koalicjanci
Ulgi i obniżki
W programach wszystkich trzech partii, które chcą wspólnie tworzyć przyszły rząd, znajduje się sporo podatkowych ulg i obniżek. Koalicja Obywatelska proponuje obniżenie stawek VAT dla sektora beauty do 8 proc. Ma to pomóc branży, która została mocno dotknięta przez kryzys wywołany pandemią, wiele salonów fryzjerskich czy kosmetycznych wciąż nie może się uporać z problemami finansowymi. Do zera miałaby za to zostać obniżona stawka podatku VAT na transport publiczny, co z kolei miałoby doprowadzić do obniżek cen biletów.
Obniżenia ogólnej stawki podatku od towarów i usług chce z kolei Lewica, choć nie podaje, ile konkretnie miałaby wynosić nowa stawka. Ugrupowanie to proponuje także wzrost kosztów uzyskania przychodu dla pracowników, co pozwalałoby na większe odliczenia od podatku.
W programie Trzeciej Drogi obniżek nie ma. Jest za to ulga, roboczo nazwana „rodzinny PIT”. W założeniu podatnicy mający więcej dzieci mieliby zapłacić niższy podatek dochodowy. Ugrupowanie nie podaje konkretnych kwot. Składa za to jeszcze jedną obietnicę — brak podwyżek podatków do 2026 roku.
– A dlaczego do 2026 roku? Jaka tu jest logika ekonomiczna? Jedyne uzasadnienie, jakie ja widzę, to złagodzenie skutków inflacji, która na koniec 2025 roku powinna mieścić się w celu inflacyjnym. Ale podatek podatkowi nierówny, tak jak i nie wszystkich inflacja dotyka w takim samym stopniu. A jeśli chodzi o ulgę na dzieci, są osoby bezrobotne czy inne osoby nie zarobkujące, a zatem takie, które w ogóle nie płacą PIT-u. To jest, de facto, rozwiązanie pogłębiające nierówności – mówi prof. Mączyńska.
– Co do PIT-u rodzinnego, to jeśli chcemy potraktować dzieci jak inwestycję, jakkolwiek nieprzyjemnie to brzmi, to powinniśmy je tak traktować niezależnie od tego, w jakiej rodzinie się urodziły. Jest to uzasadnione, zwłaszcza w tak zlej sytuacji demograficznej, jak obecnie, w sytuacji niskiej dzietności, starzenia się społeczeństwa i zmniejszaniu się liczby osób w wieku produkcyjnym – komentuje ekspertka.
– Jeszcze raz podkreślam, system podatkowy powinien być skorelowany z celami polityki społeczno-gospodarczej. Wrzucanie do niego rozmaitych, dodatkowych, niesystemowych, jednostkowych rozwiązań może jedynie pogłębić nieprzejrzystość systemu i występujące w nim niesprawności, zgrzyty – dodaje.
Czytaj też:
Kosiniak-Kamysz: To będzie lepsze niż 13., 14., 15. i 16. emerytura
Progresja i nowe podatki
Jedynym ugrupowaniem, które zakłada podniesienie niektórych stawek, bądź wprowadzenie nowych danin, jest Lewica. Na liście jej postulatów znajdziemy wprowadzenie podatku od nadzwyczajnych zysków, którym miałyby zostać objęte spółki paliwowe i energetyczne, oraz tzw. podatek cyfrowy, który miałby objąć największe korporacje technologiczne.
Oba rozwiązania są już znane, ale do tej pory w Polsce nie udało się ich wprowadzić. Przypomnijmy, o podatku od nadmiarowych zysków, nazywanym wtedy "podatkiem Sasina", bo forsowany był przez obecnego szefa resortu aktywów państwowych, mówiło się jeszcze na początku tego roku. Miał on objąć koncerny energetyczne, które znacznie zwiększyły swoje zyski dzięki nieoczekiwanym wzrostom cen surowców energetycznych.
– Takie rozwiązanie powinno istnieć, ale powinno mieć charakter systemowy. Chodzi bowiem o sytuacje, w których firmy osiągają nienaturalne zyski z powodu wystąpienia wysoce negatywnych zdarzeń nadzwyczajnych, głębokich kataklizmów, załamań kryzysowych. Dotyczy to nie tylko zdarzeń związanych z wybuchem wojen, ale też innych nadzwyczajnych, dramatycznych sytuacji, np. katastrof ekologicznych, czy epidemicznych. Na kataklizmach nie powinno nadzwyczajnie zarabiać żadne przedsiębiorstw. Uzasadnieniem dla przejmowania tego typu zysków, jest ich wykorzystywanie w celu niwelowania, a przynajmniej łagodzenia negatywnych skutków takich katastrof. Ale wprowadzanie tego rozwiązania wobec firm energetycznych teraz, to już chyba przysłowiowa musztarda po obiedzie. Sytuacja powoli bowiem zaczyna wracać do normy, stąd też firmy mogą łatwo wykazać, że płace rosną, a zyski topnieją, wręcz mogą w niektórych przypadkach wykazać straty – mówi prof. Mączyńska.
Czytaj też:
O tej gwarancji Trzeciej Drogi zrobiło się głośno. „Czyli dobrowolny ZUS to ściema?”
Z kolei podatek cyfrowy od lat jest przedmiotem debaty na forum europejskim. Wielokrotnie wprowadzenie opodatkowania gigantów technologicznych zapowiadał też premier Mateusz Morawiecki. Póki co skończyło się na wprowadzeniu od 1 lipca 2020 r. opłaty od przychodów uzyskiwanych w Polsce przez operatorów platform świadczących usługi wideo na żądanie.
– Propozycja wprowadzenia podatku cyfrowego ma niestety cechy obiecanek cacanek, mimo że kierunkowo jest niewątpliwie słuszna. Giganty cyfrowe bowiem w skali globalnej skutecznie opierają się takiemu opodatkowaniu. Wolny rynek ma to do siebie, że nagradza najsilniejszych, a najsilniejsi eliminują słabych, eliminują tym samym konkurencję, podstawowy filar i warunek sine qua non takiego rynku. To swego rodzaju mechanizm samodestrukcji wolnego rynku W następstwie tego dochodzi do oligopolizacji. I tak się właśnie stało m.in. w przypadku gigantów cyfrowych GAFAM (Google, Apple, Facebook, Amazon, Microsoft), które wymknęły się spod kontroli i z którymi podatkowo nie może sobie poradzić cały świat, chociaż próbuje. Były kraje, które próbowały wprowadzić podatek cyfrowy, ale giganty technologiczne zagroziły, że wyłączą usługi. Wyobraźmy sobie teraz życie bez choćby mediów społecznościowych. To jest bardzo trudna sprawa, w której potrzebne są konsekwentne rozwiązania ponadnarodowe, a takich wciąż niestety brak – mówi prof. Mączyńska.
Najbardziej rewolucyjną zmianą w podatkach, jaką znajdziemy w programie Lewicy, jest jednak progresywna stawka PIT. „Wprowadzimy progresywną skalę PIT, odciążającą gospodarstwa domowe o niskich i średnich dochodach” – czytamy w programie partii.
Progresja podatkowa polega na wprowadzeniu progów dochodowych, po których przekroczeniu stawka podatkowa rośnie. Co ważne i często pomijane, podatnik, który przekroczy próg, płaci wyższy podatek tylko od dochodu, który taki próg przekracza. Obecnie w Polsce obowiązują dwa takie progi. Do 120 tys. złotych rocznego dochodu płacimy 12 proc. podatku, a po jego przekroczeniu, 32 proc. od nadwyżki (może tu dodać podatek solidarnościowy, „od bogaczy”, i kwotę wolną?)
– Obecnie niemal na całym świecie, nie tylko w Polsce, rosną nierówności dochodowe, a co za tym idzie, nierówności społeczne, związane z dostępem do edukacji, usług medycznych, prawnych, stanowisk itp. Sposobem na zmniejszanie tych nierówności zawsze jest progresja podatkowa, dlatego wprowadzanie progów podatkowych to jest dobry, wręcz niezbędny kierunek. Jednak diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach. Na podstawie lektury tego programu Lewicy, nie bardzo wiadomo, jak ta progresja ma wyglądać, jakie będą konkretne progi i, co najważniejsze, kogo ta progresja obejmie, czy odnosi się tylko do PIT, czy także do CIT (Corporate Income Tax – czyli podatek od zysków przedsiębiorstw)? Pamiętajmy, że najwięcej zarabiający szefowie spółek są przeważnie zatrudniani na kontraktach managerskich i ich przy obecnych regulacjach, progresja nie obejmuje – mówi ekspertka.
Czytaj też:
Sprawy światopoglądowe w umowie koalicyjnej? Rzecznik PSL dla „Wprost”: Niech sobie wpiszą
Potencjalny konflikt w koalicji
Lewica nie precyzuje jakie nowe progi podatkowe chciałaby wprowadzić. Nie należy jednak wykluczyć, że ugrupowanie chciałoby większego opodatkowania osób o najwyższych dochodach, co oznaczałoby wzrost stawki PIT dla najbogatszych. A to z kolei nie jest zgodne z postulatem Trzeciej Drogi, która obiecuje, że do 2026 roku podwyżki podatków nie będzie.
– Wszystko będzie zależało od tego, jak ta progresja podatkowa ma wyglądać. Bo jeśli to byłoby wprowadzenie dodatkowego progu podatkowego, np. 40 proc., to faktycznie można mówić o wzroście podatków w przypadkach osób o odpowiednio wysokich dochodach. Ale jeśli mają zostać wprowadzone dodatkowo niższe progi, to znów mówimy o obniżce. To zaś zgadza się z postulatami pozostałych ugrupowań – mówi prof. Mączyńska.
– Politycy jak ognia boją się właśnie wszelkich podwyżek podatków, a zwłaszcza w okresie okołowyborczym, nawet jeśli miałoby to służyć ogólnemu dobrostanowi. Niestety występuje tu syndrom terroru cyklu wyborczego. Stąd też w obecnym kształcie, krajowy system podatkowy to swego rodzaju węzeł gordyjski, a niestety aleksandryjskich rozwiązań wciąż na horyzoncie nie widać. Natomiast ciągle się dłubie przy jakichś tam małych węzełkach, a tego głównego węzła się nie rozwiązuje. System podatkowy nie doczekał się dotychczas gruntownej reformy, kompleksowych, spójnych rozwiązań, dostosowanych do wymogów przemian cywilizacyjnych i związanych z tym potrzeb społecznych. Jest to istotne, tym bardziej że w całym zachodnim świecie wskazuje się obecnie na konieczność zasadniczej zmiany filozofii kształtowania systemów podatkowych. Kilka lat temu m.in. The Economist opublikował raport, z którego wynikało, że w warunkach globalizacji podatek CIT, czyli od zysków przedsiębiorstw, staje się coraz bardziej „znikającym punktem”. Największym, zwłaszcza zglobalizowanym firmom nierzadko udaje się bowiem unikać płacenia tego podatku w ogóle lub w należytym wymiarze. Giganty cyfrowe są tylko jednym z tego dowodów. Duże, zwłaszcza zglobalizowane firmy są w stanie w rozmaity sposób optymalizować podatki, m.in. transferując zyski, koszty i uciekając do tzw. rajów podatkowych. Natomiast w przeciwieństwie do zysków, majątku nie daje się tak łatwo ukrywać, czy zafałszowywać. Z wielu światowych analiz i raportów na temat podatków wynika, że filozofia podatkowa powinna się w zawiązku z tym zasadniczo zmienić. Większy nacisk powinien być położony na opodatkowanie majątku. Niestety, w postulatach żadnego ugrupowania nie ma nawet najdrobniejszego sygnału tego typu zmian filozofii podatkowej – komentuje.
Czytaj też:
„Człowiek od gospodarki” nowym ministrem finansów? To on jest faworytem do objęcia tekiCzytaj też:
Nie tylko „Bezpieczny kredyt”. Prawie 3 tys. osób założyło „Konto mieszkaniowe”